Kategorie
Aktualności

Wesołych Świąt

Wszystkim moim czytelnikom, przyjaciołom i fotografom, z którymi uwieczniałem (i mam zamiar dalej uwieczniać) piękno krajobrazów na całym świecie składam najserdeczniejsze życzenia świąteczne.

Do życzeń dołącza się baranek z powyższego zdjęcia (taki trochę inny, szkocki, bez rogów) 😉

Kategorie
Aktualności

Światło Północy

Tym razem nie będzie o zorzy, w każdym razie nie o zielonej. Północ to także bardziej konwencjonalne barwy, czasem tak nasycone, że trudno w to uwierzyć. Zimą słońce nigdy nie jest wysoko, a ukośne promienie pięknie wybarwiają krajobraz przez prawie cały dzień –  oczywiście kiedy świeci. A z tym bywa różnie: rok temu obdarzało nas swymi wdziękami bardzo skromnie (a i tak przywieźliśmy dużo fajnych zdjęć), teraz było znacznie lepiej.

Na Lofotach można polować na światło nie wychodząc z miejscowości:

Powyższe zdjęcie zrobiłem z szosy. Jadąc samochodem zobaczyliśmy co się święci i po zaparkowaniu w kupie śniegu zrobiliśmy szybką akcję. To poniżej to też miejscowość – ryby na żerdziach jeszcze się nie suszyły, dzięki czemu można było skomponować domek w ramce:

Czasami plaża w wiosce wygląda na położoną gdzieś na odludziu, szczególnie kiedy światło uwypukli to co trzeba, a niepożądane elementy zostają w cieniu:

I ta sama plaża. Latem miejscowi podobno się tu kąpią…

Jednak proporcje między dziełami Natury a rąk ludzkich są na Lofotach wyraźnie zaznaczone: od razu widać kto tu rządzi:

Wschody słońca urzekają barwami:

Ale sporo po wschodzie nadal jest całkiem dobrze:

W środku dnia też:

Magia wraca wieczorem. Czasami światło ledwo muśnie skałę:

Czasami walnie z grubej rury:

Zachód słońca nad morzem to klasyka również w Norwegii:

A po zachodzie robi się ciemniej i ciemniej…

Aż w końcu zrobi się czarno i na niebie pojawia się zielony tancerz (ale to już nie ten wpis).

 

Kategorie
Aktualności

Dęby skute mrozem

Tegoroczne warsztaty fotograficzne na rogalińskich łęgach stały pod znakiem syberyjskiego mrozu i dużego nasłonecznienia (jedno z drugim zwykle idzie w parze). Było zimniej niż kilka tygodni wcześniej na Lofotach, za Kołem Podbiegunowym. Było też mokro: nigdy wcześniej nie trafiliśmy na takie ilości wody (pod warstwą lodu, niestety zbyt cienką żeby mogła utrzymać fotografa). Łęgi mają to do siebie, że Warta czasem je zalewa, czyniąc mniej lub bardziej niedostępnymi. I tak mieliśmy szczęście, bo wcześniej wody było jeszcze więcej. Mimo zalanych mostów udało mi się znaleźć przejście „suchą nogą” do wszystkich najważniejszych skupisk drzew (choć zabawy w tym labiryncie miałem co niemiara).

Fotografowaliśmy wczesnym rankiem i o zachodzie słońca, żeby wykorzystać najlepsze światło tego pięknego weekendu:

Dostojne nadwarciańskie dęby to prawdziwy cud natury – należy je fotografować z pokorą i szacunkiem:

Zamykający łąki od północy las też potrafi ciekawie wyglądać – w ukośnym świetle poranka z ciemnej czeluści wyłaniają się Entowie (albo co kto tam sobie wymyśli):

Tuż przed zachodem słońca dęby nabierają ciepłych barw:

A po zachodzie stają się czarne jak smoła. Tego poniżej nazwałem Orłowilkiem. Jego skrzydła z roku na rok są coraz mniejsze, więc pewnie w końcu zamieni się w Wilka…

Dla urozmaicenia pleneru zrobiliśmy wypad do Lecha Browarów Wielkopolski. Najciekawszym obiektem fotograficznym (i zresztą jedynym gdzie wolno robić zdjęcia) jest warzelnia. Można tu strzelać „zza winkla”…

… albo bawić się w abstrakcje (tylko bez skojarzeń) 😉

Na pożegnanie wstąpiliśmy do pałacu w Rogalinie, wznoszącego się na wysokim brzegu doliny Warty, dokładnie nad łęgami. Najbardziej imponującym pomieszczeniem jest tu biblioteka, z krętymi schodkami na antresolę:

Już cztery razy organizowaliśmy warsztaty fotograficzne w Rogalinie i za każdym razem dęby wyglądały inaczej. To jedna ze składowych magii tego miejsca…