Kategorie
Aktualności

Azjatycka Arizona

Wracamy do Kazachstanu, a dokładniej – do Parku Narodowego Ałtyn Emel. Po Śpiewającej Wydmie przyszedł czas na kolejną atrakcję, masyw Aktau. Skoro świt opuściliśmy wygodny hotelik i ruszyliśmy terenówką po krętej drodze-ścieżce po czymś co wyglądało jak forma przejściowa między sawanną a pustynią. Miejscowi byli w tak dobrym humorze, że dali mi poprowadzić (o tej porze żadne antylopy nie ćwiczyły rzucania się pod koła pojazdu).

Aktau to niesamowity mix kolorów i kształtów zaczarowanych w kamieniu. Już z daleka wyglądało to obiecująco:

„Droga” prowadzi do samych skał:

Ale bez przesady…

Dalej trzeba iść (na szczęście to przyjemny spacerek):

Faktury skał robią niesamowite wrażenie:

Na niektóre można wejść (też łatwo), żeby uzyskać inną perspektywę:

Gdzieniegdzie pojawia się osamotniony eksponat przyrody ożywionej:

A z samej góry najlepiej można ocenić odjechane kolory i kształty skał:

Po nasyceniu oczu i kart pamięci westernowymi krajobrazami Aktau wróciliśmy na pyszny obiad (ach te naturalne produkty…), a potem ruszyliśmy dalej w głąb olbrzymiego Kazachstanu. Ciąg dalszy oczywiście nastąpi…

Kategorie
Aktualności

Czterech Króli

Pierwszego dnia lało. Niby już nie powinno, ale ocieplenie klimatu, anomalia pogodowe i tak dalej. W namiotach byliśmy cali mokrzy.

Drugiego dnia już nie lało. A przynajmniej nie zlało nas. Po całym dniu spędzonym w górach rozsiedliśmy się w namiocie-kuchni i usłyszeliśmy bębnienie deszczu o materiał. Nie padało, ale widoków nie było, a przynajmniej nie takich, o jakie nam chodziło.

Przez dwa dni Cordillera Huayhuash pokazywała nam gdzie jest nasze miejsce. Trzeciego dnia o świcie (a wcześniej w nocy) dostąpiliśmy zaszczytu zobaczenia gór znanych dotąd tylko z książek i bohaterskich opowieści.

Poznajcie Czterech Króli Huayhuash. Pierwszy z lewej to Siula Grande (6344 m n.p.m.). Czytał ktoś Dotknięcie Pustki? To właśnie arena tej opowieści, tyle że akcja działa się po drugiej stronie.

Drugi to najwyższy szczyt tego pasma i drugi co do wysokości w Peru: Nevado Yerupajá (6635 m n.p.m.). Miejscowi mówią na niego El Carnicero (Rzeźnik). Na szczęście nie odnosi się to do dramatycznej historii, a do grani szczytowej, przypominającej nóż. Pierwszego wejścia dokonano w 1950 r., czyli wtedy, kiedy zdobyta została Annapurna, pierwszy ośmiotysięcznik.

Dalej na prawo wznosi się Yerupajá Chico (Mała Yerupajá; 6121 m n.p.m.), po raz pierwszy zdobyty przez Reinholda Messnera i Petera Habelera w 1968 r.

Ostatni z prawej to Jirishanca (6126 m n.p.m.), jeden z najtrudniejszych do zdobycia szczytów w Andach. Pierwszego wejścia dokonano w 1957 r., a drogę ówczesnych zdobywców powtórzono dotąd tylko raz.

Do wyprawy w Andy będę jeszcze wracał, bo był to piękny, trudny i bardzo satysfakcjonujący wyjazd…