Kategorie
Aktualności

Najgorszy zawód świata

Jezioro Chamo jest bodaj największym akwenem etiopskiej części Wielkiej Doliny Ryftowej. To bardzo piękne miejsce, z pofałdowanymi brzegami porośniętymi gęstą roślinnością – najlepiej podziwiać je z krawędzi skarpy doliny, gdzie ulokowało się miasto Arba Minch (samo w sobie dość wstrętne, nawiasem mówiąc). Przyroda rozwija się tu bez ograniczeń – dotyczy to też ryb, które świeżo po złowieniu trafiają na lokalne targowisko albo do ulicznej smażalni (palce lizać!).

            No właśnie – po złowieniu. Tu docieramy do tytułu wpisu. Ryby łowią – jak nietrudno się domyślić – rybacy. To bardzo prestiżowy zawód: rybak zarabia miesięcznie ok. 500 dolarów – kasa, o jakiej miejscowy bankier albo lekarz mogą tylko pomarzyć. Jednak musi na nią ciężko zapracować. Sieci zakłada i wyciąga stojąc po pas w wodzie, albo wypływa daleko od brzegu na chybotliwej konstrukcji łodziopodobnej (widać te 500 dolarów na łódź nie wystarczy).

            W czym problem? W tym, że w turystycznych folderach Chamo opisywane jest jako najlepsze miejsce w Afryce do obserwacji krokodyli (jest tu nawet miejsce zwane Crocodile Market, gdzie w niektórych porach dnia gromadzą się ich setki). Drugi problem to przejrzystość wody, a raczej jej brak. Pod tym względem Chamo stanowi przeciwieństwo Bajkału – widoczność nie przekracza kilkunastu centymetrów. Oznacza to, że krokodyl może niezauważony podpłynąć do rybaka i… chaps. Jakby tego było mało, są tu też hipopotamy. Te poczciwie wyglądające góry mięsa potrafią być zaskakująco szybkie, a ludzi atakują częściej niż lwy.

            Śmiertelność wśród rybaków z Arba Minch i okolic wynosi kilka osób rocznie. Jeśli ktoś będzie jadł rybę w tutejszej restauracji, warto pamiętać w jakich warunkach została złowiona.

            Na zdjęciach rybacy i krokodyl z jeziora Chamo (na szczęście byli daleko od siebie).

3 odpowiedzi na “Najgorszy zawód świata”

Z tymi warunkami łowienia to bym nie przesadzał 🙂 Owszem siedzenie po pas w wodzie do przyjemnych nie należy ale krokodyli bym się tak nie obawiał. Przynajmniej jeśli wierzyć niejakiemu Rob-owi Bredl-owi. Oglądałem kiedyś parę filmów z jego udziałem. Jeśli dobrze pamiętam gość wychował się w Australii z krokodylem w domu i chyba nie tylko z krokodylem. W pamięci zapadła mi scena jak wchodził do basenu w którym pływał dziki krokodyl (rzekomo złapany ale taki co to się nie “udomowił”). Dopóki niejaki Rob kroczył spokojnie albo nie poruszał się krokodyl nie zwracał na niego uwagi. Jak zaczął hałasować, pluskać i gwałtownie poruszać się krokodyl natychmiast zaczął płynąć w jego stronę aby z rozwartą paszczą podążyć za nim aż na “brzeg”. Nie wiem na ile to trik albo scena “pod publiczkę” ale kilka osób rocznie to nieduża śmiertelność, lepsza była by statystyka ile w ogóle jest ataków 🙂

P.S. 500$ miesięcznie to pensja lepsza niż niektórych osób w Polsce. Może czas pomyśleć o przeprowadzce 😉 Owszem krokodyle, lwy, hipopotamy, ale jakie otoczenie!

Ponoć pewnego razu nad jeziorem Malawi krokodyl wciągnął do wody jakiegoś lokalnego biznesmena, a ten, nie tracąc rezonu, zaczął go walić z całej siły pięścią w nos. Robił to tak długo, aż bydlę go puściło. Może to tak działa na krokodyle jak podnoszenie kamienia na psy? 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.