Wizyta w Parku Narodowym Canyonlands w Utah nie przebiegała zbyt obiecująco. Poprzednie dni (i parki narodowe) to słońce, zgrabne chmurki, ogólnie miodzio. A tu, niebo zasnute szarym niczym i fotograficzna beznadzieja. Nawet słynny Mesa Arch wyglądał tak jakoś zwyczajnie (choć to akurat żadna niespodzianka, bo byłem przy nim w środku dnia):
Tak sobie jeździłem i chodziłem po parku, odhaczając kolejne atrakcje, a pod wieczór dojechałem na z góry upatrzone miejsce widokowe. Jest to dość wąska grań o wystawie zachodniej i wschodniej – na tyle wąska, że w ciągu minuty można przejść z jednej krawędzi do drugiej. No to zaglądam na wschodnią – czarna rozpacz. Zaglądam na zachodnią – czarna… no nie taka czarna, bo na horyzoncie jakby coś jaśniejszego. Siadam i czekam: „coś” rośnie, szkoda że tak wolno. Ale już widzę, że słońce wylezie zza chmur w najlepszym możliwym czasie. A ta szara nijakość stanie się podświetlonymi od dołu chmurami, na widok których fotografowie krajobrazu wywijają hołubce. Chociaż różnie może być… nie raz nagła zmiana pogody doprowadzała mnie do wycia.
Ale nie tym razem – żółta kula wyskoczyła spod chmur, a światło rozwaliło mi wątrobę:
Po kilku minutach amoku biegnę na wschodnią grań, zobaczyć co tam słychać. Słońce zachodzi…
… i zaczyna się chmurzasty spektakl:
To nie wszystkie zdjęcia jakie wtedy zrobiłem – coś musi zostać do galerii, jeśli ją wreszcie przygotuję…
4 odpowiedzi na “Dzień najgorszego światła”
Świetne!
Zazdroszczę widoku i zdjęć 🙂
No ładnie tam było 🙂
Te zdjęcia doprowadzają mnie do wycia 🙂
Bardzo przepraszam 😉