Właśnie wróciłem z trekkingu w Cordillera Blanca i Cordillera Huayhuash, czyli peruwiańskich Andach. To jedne z najpiękniejszych gór na świecie, jeśli nie najpiękniejsze (są takie opinie). Obozowanie w górach sprzyja fotografowaniu w dziczy – nie trzeba daleko szukać miejscówek. Tak było w przypadku wschodu słońca, kiedy powstało powyższe zdjęcie. Poprzedniego dnia wieczorem zrobiliśmy sobie spacer nad potok, gdzie na niewielkim obszarze znaleźliśmy ciekawe kadry. Ściślej – znalazła je moja towarzyszka, kiedy ja czołgałem się pod kamieniami na pierwszej interesującej miejscówce. Nie trzeba było żadnych aplikacji żeby zobaczyć, że o wschodzie słońca szczyty w tle zapalą się na pomarańczowo. Następnego poranka wystarczyło wygrzebać się z namiotu przed świtem i zrobić sobie niedługi spacer. Fakt, że określenie „wygrzebać się z namiotu przed świtem” zawiera w sobie opuszczenie ciepłego śpiwora w temperaturze zamarzania wody to oczywiście drobiazg…
Zamek w Tyrolu
Właśnie wróciliśmy z fotograficznego rekonesansu w austriackim Tyrolu. Jodłowanie, Alpy, dzikie wodospady, kościoły na tle gór, posępne zamczyska – te sprawy. W jednym zamku, może nie posępnym, ale średniowiecznym i mocno klimatycznym, mieliśmy nawet okazję spać. Moje okno widać w górnej części wieży po lewej. Idealnie nadawało się do wystawienia chusteczki i majtania nią w prawo i lewo w oczekiwaniu rycerza na białym koniu (przydałby się jako pierwszy plan).
Irlandia w galeryjce
I następne zdjęcia w galeryjkach. Tym razem ze wspaniałej Irlandii Północnej. Niecałe dwa lata temu mieliśmy tam wyjątkowo udany wyjazd, a następny już w październiku – jeszcze są miejsca.
Irlandzkie pejzaże są do obejrzenia tutaj.
Góry Skaliste w galeryjce
To dopiero wyjazd, skoro jedna trzecia wystarczyła, żeby umieścić zdjęcia w galerii! Podczas naszej amerykańskiej fotowyprawy odwiedziliśmy trzy parki narodowe: Yellowstone, Grand Teton i Glacier. Klikajac w link można obejrzeć sobie zdjęcia z tego ostatniego. Enjoy!
Wschód z wysepką
Za nami kolejna fotowyprawa w Dolomity i Dachstein. Trafiliśmy w okno pogodowe – ponoć wcześniej padało, a na nasz wyjazd też zrobiło się niewyraźnie. W Dolomitach zatrzymaliśmy się w miejscowości, której wcześniej nie znałem. Miało to swoje plusy i minusy – do tych pierwszych z pewnością należał namierzony przeze mnie punkt widokowy. Taki tarasik, z którego widać jezioro z wysepką i góry wokół. Trochę mały, ale jakoś się pomieściliśmy. I zaczęliśmy obserwować spektakl: tu jakaś czerwona chmurka, tam mgiełka nad lasem… W końcu wyszło słońce – w idealnym miejscu, tuż przy szczytach zamykających horyzont. Szach i mat! Takie akcje lubimy 🙂
Jeszcze trochę Dzikiego Zachodu
Hipnotyzujące przestrzenie, ciepłe kolory skał i bardzo dobre światło – to ostatnie za sprawą dużej ilości słońca i zaskakująco niewysokich temperatur. Tak można podsumować naszą przygodę na Dzikim Zachodzie. Odwiedziliśmy najpiękniejsze miejsca północnej Arizony i sporej części Utah, a poniżej jeszcze kilka zdjęć z tej podróży.
Na pograniczu obu stanów, w Arizonie, znajduje się słynny Kanion Antylopy. Dokładniej, jest tam kilka takich slot canyons, czyli po prostu szczelin w ziemi, przez które sączy się światło, doprowadzając fotografów do amoku. My mieliśmy rezerwację w Dolnym Kanionie Antylopy, którego… nie zobaczyliśmy. Zamknięto go z powodu deszczów w poprzednich dniach – po opadach istnieje tu ryzyko błyskawicznej powodzi. Szybka zmiana planów i znaleźliśmy się w Górnym Kanionie, mniej narażonym na takie ekscesy:
Światłocienie w niczym nie ustępują tu tym w Dolnym. Może kiedyś się skuszę i odwiedzę pozostałe slot canyons, nawet jeśli nazwa Kanion Grzechotnika brzmi mało pociągająco…
Cuda nad kanionem
Jakoś tak się składa, że im mniejsza przyjemność z odwiedzenia jakiegoś miejsca tym lepsze przywozi się stamtąd fotografie. Prognozy pogody przed naszą wizytą w Wielkim Kanionie Kolorado były, oględnie mówiąc, mało optymistyczne: intensywne opady, burze i okolice zera stopni. Nigdy o tej porze roku na coś takiego tu nie trafiłem, przynajmniej jeśli chodzi o temperatury – bardziej normalne jest chodzenie w krótkim rękawie.
Cień cyprysa…
… a nawet kilku. Toskania to jedno z najbardziej obfotografowanych miejsc na świecie – wydawać by się mogło, że nic nowego nie da się tu zrobić. Oczywiście to nieprawda: co fotograf to inne spojrzenie i inne kadry. Z pomocą przychodzi też nietypowa perspektywa, którą można uzyskać na przykład przy pomocy drona.
Malta długo i krótko
Tytuł nie oznacza, że byłem dwa razy na Malcie albo, że raz mi się dłużyło, a raz czas szybko leciał. W fajnych miejscach fotograficznych czas z reguły leci za szybko…
Maltańskie wybrzeża fotografuję już od dawna i bardzo je lubię. Są tak urozmaicone, że za każdym razem znajduję tu coś innego. Świetnie się nadają do długich ekspozycji, zamieniających wodę w mgiełkę, a dobrze skadrowane zdjęcia są tak efektowne, że często trafiają na okładki magazynów poświęconych fotografii krajobrazowej. Przykładem długiej ekspozycji jest zdjęcie tytułowe niniejszego wpisu. Oprócz wody-mgiełki załapały się też na nie duchy na szczycie skały…
Dwa szczęścia naraz
Można być za Kołem Podbiegunowym i nie zobaczyć zorzy przez wiele dni. W końcu jednak się uda: jeśli nie za pierwszym, czy drugim razem to na pewno za kolejnym. Można uprawiać inny rodzaj fotografii nocnej i polować na spadające meteory. Czasem złapie się ich kilka, czasem kilkanaście, jak miałem przyjemność podczas naszego pleneru w Rogalinie niecałe dwa lata temu (zapraszam na kolejny). Rzadko jednak zdarza się sfotografować aurorę i meteor za jednym zamachem…
Na światło trzeba poczekać…
… czasami nawet długo. Elgol na wyspie Skye znane jest fotografom i mało komu więcej. Położone na końcu wąskiej i krętej drogi, jest jednym z końców świata, takim lokalnym “wstąpił do piekieł, po drodze mu było”. Miejsce słynie ze wspaniałego wybrzeża, usianego wielkimi głazami i pasmem Cuillin na horyzoncie. A także z tego, że pogoda jest tu bardzo kapryśna. Często pada, często są chmury, często mało co widać. Raz byłem tak zdesperowany, że zrobiłem tu sobie zachód słońca… lampą błyskową.
Tym razem jednak się udało. Najpierw wyszło słońce, a potem chmury pięknie się wybarwiły. A potem oczywiście zaczęło padać, ale to już nie miało znaczenia, bo zdjęcia były zrobione. Szach i mat!
Dobrego Światła!
Z tym Światłem to bywa różnie. Czasami czeka się tydzień i… pojawia się ostatniego dnia. Albo wcale. Albo od razu pierwszego dnia, żeby rozbudzić apetyty. Tak jak na zdjęciu z Senji, zrobionym rok temu. Pierwszego dnia mieliśmy takie warunki, że pędem objeżdżaliśmy najlepsze miejscówki, żeby zdążyć je uwiecznić. A potem przez kilka dni był huragan, który zaciekle trząsł naszym domkiem. A potem znowu było fajnie, bo nawaliło śniegu i wszystko wyglądało jak w skandynawskim eposie. Szczególnie nocą, kiedy biel dodatkowo się zazieleniała:
Takie szaleństwa na Senji i Lofotach czekają nas już niedługo. A tymczasem życzę wszystkim dobrego Światła i wytrwałości w jego tropieniu!