Nie spotkaliśmy Drakuli, ale wszystko inne było: drewniano-sielankowy Maramuresz, średniowieczne kościoły-zamki, nocleg z mnichami, pogawędki z Romami mówiącymi po polsku, nocne popijanie palinki, wschód słońca nad zamglonymi dolinami i wiele innych przyjemności.
Zaczęło się w Tokaju, gdzie odwiedziliśmy jedną z winnic. Dziewczyna wpuszczająca nas do podziemi była mocno wystraszona, gdy jej oznajmiłem, że chcemy się rozejść. „Bardzo niebezpiecznie i ślisko” – powtarzała, ale wkrótce się okazało, że raczej chodzi jej o tysiące pełnych butelek, które leżakowały tu zupełnie niepilnowane. O ile wiem, żadna nie zginęła… Prócz butelek można też był ćwiczyć kompozycję na rzędach beczek:
W Rumunii zaczęliśmy od Maramureszu i tutejszych niepowtarzalnych cerkwi. Całe Karpaty słyną z drewnianej architektury, ale świątyń z północnej Rumunii nic nie jest w stanie przebić oryginalnością:
Najbardziej rzucają się w oczy strzeliste wieże. Ta w Sapanta to najwyższy na świecie sakralny obiekt z drewna (78 m):
Jeszcze bardziej znany jest tutejszy „wesoły cmentarz”, z rzeźbionymi i pomalowanymi na niebiesko krzyżami, na których umieszczono zabawne epitafia. Zajmuje się tym zawsze jedna osoba, a rodziny nigdy nie mają zastrzeżeń do ich treści:
Ciekawą wioską jest Ieud – ścieżka za cerkwią prowadzi na górkę z tak ładnymi widokami, że wszystkim z miejsca poprawiają się humory:
A wieczorkiem można posłuchać lokalnego bandu jazzowego. Ten z bębnem miał taki głos, że wszyscy podskakiwali gdy zaczynał:
Następnym celem była słynna Sighisoara, miasto, w którym urodził się pierwowzór Drakuli. Ikona miasta to wieża zegarowa:
W średniowiecznym mieście obowiązują stroje z epoki:
Z Sighisoary pojechaliśmy do Biertan, gdzie stoi najbardziej znany warowny kościół w Transylwanii. Wzgórza wokół wioski to świetne punkty widokowe, nie tylko na świątynię:
Inny wiejski kościół-zamek znajduje się w Viscri. Poszukiwacze przygód i pięknych panoram mogą tu wejść na wieżę („na własną odpowiedzialność” – jak głosi napis u podnóża):
Jeden z ostatnich noclegów mieliśmy w klasztorze Sambata de Sus u stóp Gór Fogaraskich:
Dzięki temu mieliśmy blisko do ukwieconej łąki z widokiem na postrzępiony „dach Rumunii” w tle:
Ostatnim akcentem wyprawy była wizyta w zamku Korwinów w Hunedoarze. Jedna z najpotężniejszych twierdz w tej części Europy nigdy nie była zdobyta, dzięki czemu przetrwała do dziś w prawie nie zmienionej postaci:
Transylwania to nie tylko wampiry z sennych koszmarów. To także piękna i fotogeniczna kraina, o czym mieliśmy okazję przekonać się podczas naszej majowej fotowyprawy. W naszej pamięci (i na kartach pamięci) zostało wiele pięknych krajobrazów, np. takich jak ten, ze słońcem wynurzającym się ponad zamglonym Maramureszem: