To miał być dzień beznadziejnej pogody na Lofotach. Tak wynikało z zapowiedzi. Na szczęście w tej części świata zapowiedzi nie zawsze się sprawdzają (w zasadzie często się nie sprawdzają – na szczęście na korzyść rzeczywistości). Tego dnia miała być stała pokrywa chmur i ciężkie śnieżyce. Te drugie owszem, były – nasz samochód kilka razy zamieniał się w bałwana. Za to między nimi pojawiały się przejaśnienia, z promieniami słonecznymi strzelającymi tu i ówdzie. Na przykład na górę nad plażą Haukland, kiedy tam dotarliśmy. A w zasadzie nieco później, bo gdy wysiadaliśmy z samochodu, nic nie wskazywało na to, że za chwilę zaświeci słońce. Ślady po śnieżnym froncie widoczne są na pierwszym planie. Oczywiście wkrótce potem znowu zaczęło padać…
Kategorie
2 odpowiedzi na “Front za frontem”
Rewelacja 🙂
Dziękuję razy dwa 🙂