Ciepło, ładnie, nikt niczego nachalnie nie sprzedaje, ceny sama rozkosz, super jedzenie i zabytki z ligi największych mistrzów. Czy to raj? Na razie jest nieźle chociaż są niedociągnięcia (typu zamknięcie Angkor Wat przed zachodem słońca; na szczęście można wejść na wschód, a wschód jest lepszy).
Dojazd z Bangkoku był w zasadzie bezproblemowy. Najpierw kurs taxi na dworzec i praktyczne zapoznanie z lokalnym akcentem. Kierowca najpierw spytał skąd jestem, a dowiedziawszy się zagaił:
– Hąhą?
– Tak, Warsaw.
– Hyhyhohi!
– Tak tak, Lewandowski…
Na granicy miały być same problemy, dlatego wzięliśmy wszędzie polecaną linię autobusową. Tymczasem przejście okazało się być prawie hassle free, a naciągacze czaili się w autobusie. “Załatwianie wizy trwa długo ale jak mi zapłacicie po 10 dolarów to wszystko pójdzie sprawnie”. Dobra połowa pasażerów dała się nabrać, a jedna dystyngowana Angielka powiedziała mi prawie obrażona, że to “for convenience”. Potem miała niewyraźną minę jak jej convenience trwało pół godziny dłużej niż moje independence.
Pierwszy dzień w Angkorze za nami. Jak widać na zdjęciu, sesja się udała. Zobaczymy co będzie dalej.
Kategorie
2 odpowiedzi na “Holiday in Cambodia”
Oj chyba pobiję ilośc komentarzy w tym tygodniu ale jak tu nie komentować puszki piwa i independence :)… a propos… przywieź kombożańaskie piwo.. ja przywiozę duńskie i zrobiny imprezę…. 😉
No to jesteśmy umówieni 😉