Podróż po Peru związana jest z szybkim zdobywaniem wysokości, a to – z realną szansą choroby wysokościowej (soroche). Zwykle ma dość łagodne objawy, ale na tyle uciążliwe, że warto im przeciwdziałać. W aptekach sprzedawane są soroche pills, jednak większość wybiera metody naturalne. Na pierwszym miejscu jest koka. Kiedy jechaliśmy do kanionu Colca (po drodze wjeżdża się na ponad 4900), podeszliśmy do sprawy poważnie: kupiliśmy ciastka z koką, wypiliśmy mate de coca i wzięliśmy garść liści koki do żucia. Podobno można je żuć nawet kilka godzin, najlepiej z substancją, która jest sprzedawana w pakiecie z nimi. Osobiście nie wiem jak to jest możliwe: po 20 minutach intensywnego żucia nic mi nie zostało w ustach – wszystko zjadłem. Nie wiem, czy pomogło, ale soroche z grubsza mnie ominęła.
Na wyspach na jeziorze Titicaca też żują liście koki (przy powitaniu nie uściska się tu dłoni, tylko wymienia kilkoma listkami) i piją z niej herbatę. Mają tu jednak w zanadrzu coś jeszcze: roślinkę o małych, pachnących liściach, zwaną munia. Na chorobę wysokościową jest “much better than coca, senior, much better”. Nie wiem czy jest much better, ale na pewno jako herbata bardziej smakuje. Prawdziwego kopa daje za to mix, czyli herbatka munia plus koka. Po tym to można z rękami w kieszeniach wejść na Aconcaguę. A już na pewno hasać po 4000 m n.p.m.
Na zdjęciu dwóch ziomali z wyspy Amantani po wypiciu herbaty mix. Ten z lewej pije codziennie i jest mu dobrze. Ten z prawej wypił pierwszy raz i boi się, co z nim będzie…
Kategorie
3 odpowiedzi na “Koka i munia”
…i boi się, co z nim będzie 🙂
no to nie dziwne że potem się robi zdjęcia czteronożnego kondora pasącego się na łące 🙂 wszedłeś na Aconcague?? zazdroszczę wyprawy
Na Aconcaguę nie wszedłem. Za daleko na południe.