Fotograficzny wypad „Od morawskich winnic po szczyty Alp” miał dla mnie szczególne znaczenie: była to pierwsza fotowyprawa, która odbyła się po raz drugi, z niezmienionym programem (przynajmniej tak wydawało się na początku, ale o tym za chwilę). Co prawda, byliśmy już dwa razy w Maroku, ale Maroko I i Maroko II to dwa zupełnie różne wyjazdy (a planowane na listopad 2015 r. Maroko III to jeszcze inna bajka – choć pustynia powtórzy się na pewno).
Zaczęło się wśród winnic Palavy i w Mikulovie, a dokładniej – na wzgórzu nad nim, skąd rozciąga się rewelacyjna panorama:
Tym razem była szczególnie rewelacyjna – takich mgiełek nie mieliśmy nigdy dotąd:
W Austrii naszym głównym celem były góry Dachstein – alpejski masyw o potężnych, wapiennych szczytach, które odbijają się w niezliczonych jeziorach i jeziorkach:
Jednym z nich jest jezioro Halsztackie, nad którym leży bajkowe miasteczko Hallstatt. Przed wschodem słońca ustawiliśmy się w najlepszym punkcie widokowym, ale światło się nie pojawiło. Zamiast tego zlał nas deszcz. Co prawda byliśmy na to przygotowani…
… ale pogody to nie poprawiło.
Na szczęście znaleźliśmy rozsądną alternatywę:
Pokrzepieni stwierdziliśmy, że taki deszcz to nie deszcz i poszliśmy w góry, a gdy wróciliśmy, przebłysk słońca wszystko odmienił. Chmurki, rewelacyjne, kryształowe światło i nawet delikatna tęcza nad Hallstatt:
Wszyscy trzaskali migawkami, a kierowcy zniecierpliwieni przebierali nogami, bo w tym miejscu można stać tylko przez chwilę.
Następny w planie był Salzburg. Pogoda pod psem nam specjalnie nie przeszkadzała – mogliśmy się schować w kościołach (w sumie odwiedziliśmy cztery):
Wieczorem zaatakowaliśmy dwa punkty widokowe. Na gorszym wiało jak na Piku Pobiedy, za to na lepszym było całkiem znośnie i można było się pobawić w fotografowanie ciężkich chmur nad miastem:
A kiedy wracaliśmy z Salzburga na zasłużoną kolację (wino w cenie w dowolnych ilościach 🙂 ), zrobiło się tak:
A następnego dnia rano w Gosau było tak:
Hurra, jak fajna zima! Będą piękne widoki na Krippensteinie? Nie będą – kolejka zamknięta z powodu załamania pogody. Z jednym zamachem odpadają też jaskinie (nasz plan B): do nich tak samo się dojeżdża kolejką. No to może znowu Hallstatt? W śniegu może nieźle wyglądać. Prosimy jeszcze naszą recepcjonistkę o telefon do tamtejszej informacji turystycznej, żeby się upewnić, że ten śnieg tam będzie (Hallstatt leży 200 m niżej, a to robi różnicę). Śniegu nie ma – jest deszcz.
No to kompletny kotlet, jak mawiał stary Petersen. Co robić? Został plan Z: jedziemy do kopalni soli w Altaussee. Po krótkich, ale intensywnych negocjacjach z panią przewodnik („nie ma żadnej możliwości wejścia poza kolejnością!”) okazuje się, że oprowadzi nas sam dyrektor obiektu. Wchodzimy (w śmiesznych strojach ze spadającymi spodniami) i… zaczyna się zabawa. Sól mieni się wszystkimi kolorami oprócz bieli, a pejzaże kojarzą się z areną jakiejś zwariowanej gry komputerowej:
Jest tu też solna kaplica, zjeżdżalnie do niższych komór i podziemne jeziorko ze spektaklem światło-dźwięk.
Następnego dnia pożegnaliśmy mokre Alpy i wróciliśmy do Czech, po drodze zatrzymując się w klasztorze św. Floriana w sąsiedztwie Linzu. Jest tu fajna biblioteka, Marmurowa Sala i barokowy kościół, z tłumem sympatycznych aniołków:
Ostatnim, bardzo mocnym, akcentem naszej fotowyprawy, była wizyta w Czeskim Krumlowie. Niektórzy uważają to miasteczko za piękniejsze od Salzburga:
Druga fotowyprawa w Alpy była bardzo udana. Grupa fotograficznych zapaleńców stworzyła wspaniałą atmosferę, której nie zdążyła schłodzić nawet dynamiczna, jesienno-zimowa aura. Kto nie był, niech żałuje 🙂
Na koniec jeszcze dodam, kto zorganizował wyjazd:
• portal ewaipiotr.com
• wyżej podpisany.
2 odpowiedzi na “Pierwsza druga”
Nocowaliście w Gosau tam gdzie rok temu?? Ehh to wino i nocne rozmowy przy nim 😀 Jakby wam jeszcze Hallstadt wyszedł z tym śniegiem to byłbym bardzo nie usatysfakcjonowany 🙂
Właśnie tam nocowaliśmy. Te mury mają wiele do opowiedzenia 😉