Kategorie
Aktualności

Z kamerą wśród szczytów

00_Kazbek

Nasza druga fotowyprawa do Gruzji stała pod znakiem górskich pejzaży, świetnej pogody i rewelacyjnej atmosfery (w końcu to ojczyzna wina). Kilka razy byłem zmuszony wystąpić w roli tamady, czyli kierownika biesiady wznoszącego toasty, ale wybrnąłem z tego bez większych zająknięć. O wschodzie i zachodzie słońca fotografowaliśmy, w dzień fotografowaliśmy (i przemieszczaliśmy się po całym kraju), a w nocy dyskutowaliśmy o zdjęciach i… też fotografowaliśmy. Pogoda była prawie zupełnie bezchmurna (co niektórzy przyjęli z niesmakiem), dzięki czemu można było robić zdjęcia wygwieżdżonego nieba.

Kaukazu było dwa razy więcej niż za pierwszym razem, ale tradycyjnie zaczęliśmy od Tbilisi, gdzie można zobaczyć ciekawe obrazki, np. wielką blaszaną kiełbasę pod Pałacem Prezydenckim:

01_Tbilisi 01

W katedrze Cminda Sameba trafiliśmy na ślub. Migawki zaczęły trzaskać, a część zdjęć trafiła później do państwa młodych dzięki druhnie, która okazała się władać językiem nadwiślańskim:

02_Tbilisi 02

Po ceremonii panna młoda zatańczyła na honorowym miejscu, u szczytu schodów:

03_Tbilisi 03

Naszym następnym po Tbilisi przystankiem była Mccheta, nad którą, na krawędzi przepaści, stoi kościół Dżwari – jeden z najstarszych na świecie (VI w.). Po drodze podwieźliśmy opiekującego się nim duchownego, dzięki czemu mogłem go poprosić żeby nie wygaszał podświetlenia dopóki nie zrobimy zdjęć:

04_Mccheta

Wieczorem dotarliśmy do Batumi, które po zmroku tradycyjnie podświetlane jest na wszystkie możliwe kolory. Dotyczy to też diabelskiego młyna (poniżej naświetlanego przez około minutę):

05_Batumi_diabelskie koło

Batumi słynie z dużych opadów i niesamowitego światła w okolicach świtu i zmroku. Tu plaża przed wschodem słońca:

05_Batumi_plaża

Opady równa się zieleń. Ogród botaniczny nad Batumi to uczta dla oczu, a przy okazji widać, że Morze Czarne jest niezupełnie czarne:

06_Batumi_ogród botaniczny

Jeszcze bardziej niezwykły kolor wody ma sztuczny zbiornik Dżwari (popularna w Gruzji nazwa, oznaczająca krzyż). Wjeżdżamy do Swanetii – to już Kaukaz:

07_Swanetia_Dżwari

Wjeżdżamy albo i nie… Kawałek dalej trasę do Mestii zablokowali demonstranci, którzy chcieli czegoś tam (były różne opcje). Sznur samochodów, apatyczni turyści w stojących od rana autobusach, a na końcu tunel zapchany pojazdami tubylców. No nie, tak się bawić nie będziemy. Kilka szybkich telefonów i załatwiłem transport od drugiej strony, a potem zarządziłem przejście taranem przez tłum demonstrantów i tunel na drugi koniec. Zapewne pomogły w tym ciężkie statywy i jeszcze cięższe walizki nadające nam powagi. Akcja wyglądała bardzo efektownie, ale wiele nie dała, bo zanim nasz transport przyjechał, demonstracja się skończyła i wszyscy przejechali, włącznie z naszym autobusem, do którego z powrotem wsiedliśmy.

Zostawiliśmy go dopiero w Mestii, bo kawałek za nią kończy się utwardzona droga. Jedziemy do słynnej wioski Uszguli, podziwiając kaukaskie pejzaże:

08_Droga do Uszguli

Pierwszy widok na Szcharę (5193 m n.p.m.), najwyższy szczyt Gruzji, wzbudził powszechny entuzjazm:

09_Droga do Uszguli

Chociaż niektórzy mieli inne fotograficzne preferencje:

10_Droga do Uszguli

No i Uszguli – wioska w sercu Kaukazu, zimą w zasadzie odcięta od świata:

11_Uszguli

Co dom to wieża obronna – mężczyźni chowali się w nich przed sąsiadami, kiedy groziła im tradycyjna zemsta rodowa.

Przy porannej sesji nad Uszguli statywem Ryśka (z prawej, przy torbie) żywo zainteresowały się konie:

12_Uszguli_sesja poranna

Kiedy pobiegł na ratunek konie flegmatycznie podeszły do torby i zaczęły ją pożerać (a przynajmniej robić coś co podobnie wyglądało).

Bohaterką sesji była sama Szchara, która od tej strony jest świetnie widoczna:

13_Szchara

Za kaukaską piękność uchodzi też Uszba (4710 m n.p.m.), którą fotografowaliśmy po powrocie do Mestii. Na pierwszym planie rwący potok, który podmył nasz uprzednio zaplanowany punkt widokowy i musieliśmy improwizować:

13_Uszba

Chwila odpoczynku od Kaukazu, ale nie od skał. Jesteśmy w Upliscyche – skalnym mieście, które w przeszłości było jednym z głównych ośrodków tworzącej się Gruzji. Wyryte przez ludzi pieczary są świetnym poligonem fotograficznym: można np. lampą błyskową malować ściany (i irytować współfotografów), której to czynności oddaję się na poniższym zdjęciu osobiście:

14_Upliscyche

I na deser jeszcze raz Kaukaz. Gruzińską Drogą Wojenną dotarliśmy do Stepancmindy, po drodze zatrzymując się przy znanym punkcie widokowym. Tutejsza skała najwyraźniej służy miejscowym do uprawiania kaukaskiej wersji base jumpingu (bez spadochronów):

16_GDW

W okolicach Stepancmindy odwiedziliśmy też dwa fajne wodospady. Do drugiego dotarł tylko Rysiek (ten od koni), widoczny w lewym dolnym rogu zdjęcia:

17_GDW_wodospad

Nad Stepancmindą rozpościera się najbardziej znany widok w Gruzji, czyli kościół Cminda Sameba na tle piramidy Kazbeku (5033 m n.p.m.), narodowej góry Gruzinów (zob. zdjęcie tytułowe). Świetne widoki są też z okolic kościoła, gdzie czekaliśmy na światło wspólnie z pasącymi się końmi:

18_Cminda Sameba

Druga fotowyprawa do Gruzji przeszła do historii. Myślę, że jeszcze się tu pojawimy, bo w tak pięknym kraju zawsze jest co robić, a światło w górach za każdym razem potrafi zaskoczyć. Muszę tylko poćwiczyć toasty, żeby nie zostawać w tyle za miejscowymi 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.