Kategorie
Aktualności

Pierwsza druga

001_Gosausee 02

Fotograficzny wypad „Od morawskich winnic po szczyty Alp” miał dla mnie szczególne znaczenie: była to pierwsza fotowyprawa, która odbyła się po raz drugi, z niezmienionym programem (przynajmniej tak wydawało się na początku, ale o tym za chwilę). Co prawda, byliśmy już dwa razy w Maroku, ale Maroko I i Maroko II to dwa zupełnie różne wyjazdy (a planowane na listopad 2015 r. Maroko III to jeszcze inna bajka – choć pustynia powtórzy się na pewno).

Zaczęło się wśród winnic Palavy i w Mikulovie, a dokładniej – na wzgórzu nad nim, skąd rozciąga się rewelacyjna panorama:

01_Mikulov 01

Tym razem była szczególnie rewelacyjna – takich mgiełek nie mieliśmy nigdy dotąd:

02_Mikulov_mgła

W Austrii naszym głównym celem były góry Dachstein – alpejski masyw o potężnych, wapiennych szczytach, które odbijają się w niezliczonych jeziorach i jeziorkach:

03_Gosausee 01

Jednym z nich jest jezioro Halsztackie, nad którym leży bajkowe miasteczko Hallstatt. Przed wschodem słońca ustawiliśmy się w najlepszym punkcie widokowym, ale światło się nie pojawiło. Zamiast tego zlał nas deszcz. Co prawda byliśmy na to przygotowani…

04_IMG_5880

… ale pogody to nie poprawiło.

Na szczęście znaleźliśmy rozsądną alternatywę:

04_kawa

Pokrzepieni stwierdziliśmy, że taki deszcz to nie deszcz i poszliśmy w góry, a gdy wróciliśmy, przebłysk słońca wszystko odmienił. Chmurki, rewelacyjne, kryształowe światło i nawet delikatna tęcza nad Hallstatt:

05_Hallstatt

Wszyscy trzaskali migawkami, a kierowcy zniecierpliwieni przebierali nogami, bo w tym miejscu można stać tylko przez chwilę.

Następny w planie był Salzburg. Pogoda pod psem nam specjalnie nie przeszkadzała – mogliśmy się schować w kościołach (w sumie odwiedziliśmy cztery):

06_Salzburg 01

Wieczorem zaatakowaliśmy dwa punkty widokowe. Na gorszym wiało jak na Piku Pobiedy, za to na lepszym było całkiem znośnie i można było się pobawić w fotografowanie ciężkich chmur nad miastem:

07_Salzburg 02

A kiedy wracaliśmy z Salzburga na zasłużoną kolację (wino w cenie w dowolnych ilościach 🙂 ), zrobiło się tak:

08_droga do Gosau

A następnego dnia rano w Gosau było tak:

09_Gosau

Hurra, jak fajna zima! Będą piękne widoki na Krippensteinie? Nie będą – kolejka zamknięta z powodu załamania pogody. Z jednym zamachem odpadają też jaskinie (nasz plan B): do nich tak samo się dojeżdża kolejką. No to może znowu Hallstatt? W śniegu może nieźle wyglądać. Prosimy jeszcze naszą recepcjonistkę o telefon do tamtejszej informacji turystycznej, żeby się upewnić, że ten śnieg tam będzie (Hallstatt leży 200 m niżej, a to robi różnicę). Śniegu nie ma – jest deszcz.

No to kompletny kotlet, jak mawiał stary Petersen. Co robić? Został plan Z: jedziemy do kopalni soli w Altaussee. Po krótkich, ale intensywnych negocjacjach z panią przewodnik („nie ma żadnej możliwości wejścia poza kolejnością!”) okazuje się, że oprowadzi nas sam dyrektor obiektu. Wchodzimy (w śmiesznych strojach ze spadającymi spodniami) i… zaczyna się zabawa. Sól mieni się wszystkimi kolorami oprócz bieli, a pejzaże kojarzą się z areną jakiejś zwariowanej gry komputerowej:

10_Altaussee_kopalnia soli

Jest tu też solna kaplica, zjeżdżalnie do niższych komór i podziemne jeziorko ze spektaklem światło-dźwięk.

Następnego dnia pożegnaliśmy mokre Alpy i wróciliśmy do Czech, po drodze zatrzymując się w klasztorze św. Floriana w sąsiedztwie Linzu. Jest tu fajna biblioteka, Marmurowa Sala i barokowy kościół, z tłumem sympatycznych aniołków:

11_Markt Sankt Florian

Ostatnim, bardzo mocnym, akcentem naszej fotowyprawy, była wizyta w Czeskim Krumlowie. Niektórzy uważają to miasteczko za piękniejsze od Salzburga:

12_Czeski Krumlow

Druga fotowyprawa w Alpy była bardzo udana. Grupa fotograficznych zapaleńców stworzyła wspaniałą atmosferę, której nie zdążyła schłodzić nawet dynamiczna, jesienno-zimowa aura. Kto nie był, niech żałuje 🙂

Na koniec jeszcze dodam, kto zorganizował wyjazd:

Klub Podróży Horyzonty

• portal ewaipiotr.com

• wyżej podpisany.

Kategorie
Aktualności

Z rybą w katedrze

Salzburg katedra

Alpejska fotowyprawa wyglądała zupełnie inaczej niż ubiegłoroczna. W połowie wyjazdu nastąpił atak zimy, który zmusił nas do chowania się pod różnymi zadaszeniami, a nawet pod ziemią (o tym będzie później). Sporo czasu spędziliśmy w salzburskiej katedrze – ma takie rozmiary, że można się tam bawić w chowanego. Można też fotografować wspaniałe sklepienie, tak gigantyczne, że nie da się go pokazać na jednym zdjęciu. No, chyba że pożyczy się rybie oko – wtedy widać wszystko i jeszcze zostaje ciut miejsca po bokach. Można to zobaczyć na cokolwiek abstrakcyjnej fotografii powyżej.
Rybie oko ma dość wąskie (to taki paradoks) zastosowanie. Można je jednak rozszerzyć robiąc sobie słitfocie. W zasadzie trudno ich nie zrobić – fotografując ze statywu trzeba stać z tyłu za aparatem żeby nie załapać się w kadrze. Zabawa z autoportretami jest rewelacyjna: za każdym razem wychodzi się inaczej i z każdym kadrem człowiek jest coraz przystojniejszy 😉 Przykład poniżej (normalnie wyszła tylko Eliza, przyglądająca się akcji z rozbawieniem) 🙂
Salzburg katedra 02

Kategorie
Aktualności

Projekt Kambo

k09

W lutym ruszamy na fotowyprawę do Kambodży! Aż trzy dni spędzimy w Angkor – bodaj największym kompleksie budowli sakralnych na świecie. Będziemy podziwiać i fotografować świątynie z kamiennymi wieżami wyglądającymi k03jak ozdoby tortów, dżunglę zachłannie pożerającą kilkusetletnie budowle oraz kambodżańskie modelki wdzięcznie prezentujące tradycyjne khmerskie stroje. Zobaczymy też wioskę na wodzie, wielki bambusowy most na Mekongu i pełną kolonialnego uroku stolicę kraju, Phnom Pehn. Potem zjedziemy na wybrzeże Oceanu Spokojnego, z plażami, na których brakuje tylko Adama i Ewy oraz wodnymi labiryntami wśród mangrowych lasów (będziemy po nich pływać). A zanim to wszystko się zacznie, zrobimy sobie fotograficzny trening na ulicach gorącego Bangkoku – miasta, które nigdy nie zasypia.

Jako że jest to wyjazd fotograficzny, priorytetem dla nas będzie światło. k10To oznacza wczesne wstawanie, żeby zdążyć na wschód słońca i polowanie na światło, gdy słońce będzie zachodzić. Sesje poranno-wieczorne planujemy w najpiękniejszych miejscach, żeby w pełni wykorzystać fotograficzny potencjał tego wspaniałego kraju.

Jakoś tak się składa, że ostatnio zajmuję się promowaniem młodych talentów. Kilka wpisów temu wspominałem o beskidzkim fotografie młodego pokolenia ( 🙂 ), a dziś na tapecie prawdziwy powiem młodości, przy którym tamten fotograf to stary pryk. Wszystkie prezentowane w tym wpisie zdjęcia zrobiła Emilia Woźniak, która ma lat ochnaście i wielki potencjał, nie tylko fotograficzny (umie też po chińsku, a angielski zna lepiej od Anglików 😉 ). Na pewno jeszcze o niej usłyszycie!

k04

k 05

Na ostatnim zdjęciu widać pożywne śniadanie, jakie będzie dostawał każdy fotograf po udanej sesji 😀

Zapisy na fotowyprawę (i bardziej szczegółowe informacje) na stronie Klubu Podróży Horyzonty, czyli tutaj.

Kategorie
Aktualności

Miły obrazek

Andaluzja

Hiszpańska przygoda zakończona. Dawno nie byłem w tak urozmaiconym kraju: pustynie, śródziemnomorskie lasy, skaliste wybrzeża, miasta białe jak w Maroku, przejrzałe pomarańcze spadające na głowę… atrakcji jest tu pod dostatkiem.

Powyższe zdjęcie to pamiątka po jednym z andaluzyjskich wieczorów. Wybrałem się do skalnego miasta robić zdjęcia w popołudniowym świetle. Wyszło trochę inaczej niż planowałem, ale też ciekawie: cały masyw spowity był gęstą mgłą. Za to kiedy wracałem, za oknem samochodu objawił mi się przyjemny widok: z lewej skała, na dole bujające się na wietrze drzewka, a nad nimi zachodzące słońce. Ciach po hamulcach, bieg ze statywem i pstryk – zdążyłem w ostatniej chwili. Czasami tak jest, że człowiek coś planuje, a wychodzi coś zupełnie innego…

Kategorie
Aktualności

Notatki z podróży

Tudela, 03.10.2014, 8.20
image

Arizona? Nie. Utah? Nie – wciąż jesteśmy w Hiszpanii. Rezerwat przyrody Bardenas Reales to kolejna “jedyna” pustynia w Europie. Chyba najpiękniejsza. Bardziej przypomina tereny z westernów niż pejzaże Starego Kontynentu. Zorganizowana jest też po amerykańsku: najpierw jest centro de visitantes, a potem robi się kółeczko samochodem (albo rowerem, wtedy jest więcej dostępnych miejsc). Symbolem parku jest pagór widoczny na zdjęciu. Niedaleko jest świetne miejsce widokowe na największe zgrupowanie ostańców. Kiedy tam dojeżdżałem, pomyślałem sobie, że przydałaby się drabina, żeby lepiej ogarnąć pierwszy plan. Za kolejnym zakrętem zobaczyłem pełno technicznych furgonetek i faceta z wielką lustrzanką na wysokiej drabinie.
– Przepraszam, tu się robi profesjonalne zdjęcia reklamowe – zastąpił mi drogę jeden techniczny – mamy idealne światło, więc czy mógłby pan nie wjeżdżać w kadr?
Idealne światło to będziecie mieli za pół godziny – pomyślałem, po czym wjechałem w kadr i pojechałem dalej.
Pół godziny później próbowałem coś porzeźbić przy zachodzie słońca, a po powrocie do hotelu zobaczyłem jak wygląda samochód po pustynnej akcji. Nie powiem jak, bo ograniczam brzydkie słownictwo. Ciekawe co powiedzą w wypożyczalni…

Avila, 01.10.2014, 20.07
image

“Czekając na światło” – jestem na punkcie widokowym na najlepiej w Hiszpanii zachowane mury obronne. Romańskie, a wyglądają jakby powstały dekadę temu. Widocznie klimat im sprzyja. To zupełnie odwrotnie niż meczety w Bani (Burkina Faso), które wyglądają jakby miały się rozlecieć, a powstały w 1979 r. Wczoraj była Kordoba (super), a dzisiaj Toledo (super tylko z daleka). Na punkcie widokowym na mury są ze mną trzy młode Japonkokoreanki, robiące sobie szalone słitfocie.
Kończę bo zapaliły się mury…

Tarifa, 28.09.2014, 23.25
Jestem na samym południu. Z szosy niedaleko hotelu widać marokańskie wybrzeże w okolicach Tangeru. Jakoś tak się złożyło, że Maroko poznałem znacznie wcześniej niż Andaluzję i mam z nim same miłe wspomnienia. Tym przyjemniej jest na nie patrzeć przez Cieśninę.
A jutro będę się taplał w mokradłach – największych w Europie, więc jest w czym się taplać.

Syreny pod Kocicą
image

Dziś pocztówka z Przylądka Kocicy. U jego stóp z morza wyrasta grupa zdradliwych skałek zwanych Syrenami.

Torrevieja, 22 września 2014, 22.40
– W Torrevieja nie padało od kwietnia zeszłego roku – poinformowała nas właścicielka bungalowów (narodowości polskiej) na południe od Alicante – taki mamy mikroklimat.
– A Ta burza co nadchodzi?
– Eee, nic z tego nie będzie.
Od tej rozmowy minęły dwie godziny. Burza krążyła, krążyła i w końcu jak nie przy…
Znaczy do dwóch moich znajomych dołączył ich trzeci brat, Indianin Burzowa Twarz. Howgh! 😀

Droga do Alicante, 22 września 2014, 15.50
Dziesięć dni temu Włochy, teraz Hiszpania. Niby podobne języki, ale komunikacyjnie czuję się jakbym wjechał z polnej drogi na autostradę. Zdecydowanie bardziej mi leży ten język. Za to pogoda zbliżona. Leje jak w Toskanii. To chyba normalne? Na szczęście barmanka w knajpie mówi “mañana mejor”. Zobaczymy. Jadę do Andaluzji, sprawdzić czy mają tam ładne plenery. W miarę dostępu wifi będę zamieszczał notatki z postępów akcji.

Kategorie
Aktualności

Toskańska huśtawka

Civita

Poniżej krótka relacja z fotowyprawy do Toskanii, w której miałem przyjemność brać udział jako przewodnik. Żeby nie było nudno, zabrałem ze sobą moich przyjaciół, Indianina Zachmurzoną Twarz i Indianina Deszczową Twarz. Obaj spisali się na medal – mieliśmy taką pogodę, jakiej najstarsi Toskańczycy nie pamiętali. Raz lało, innym razem grzmiało, a później wychodziło piękne słońce, oświetlające umyte plenery kryształowym światłem. I o to chodziło 🙂

Zaczęliśmy „rozgrzewkowym” świtem w okolicach hotelu:

001

Akcja wymagała dreptania po polach, skutkiem czego po kilku minutach nasze buty wyglądały jak gliniane bryły. Kiedy wróciliśmy do hotelu na śniadanie, signora była bliska zawału (nie doszła do siebie już do końca naszego pobytu).

Inny plener mieliśmy na polach przy słynnej grupie cyprysów:

002

Tu dla odmiany trzeba było przebiegać przez ruchliwą szosę, ewentualnie wspiąć się polną drogą na wzgórze (znacznie lepsze rozwiązanie):

003

Pod Montepulciano powitały nas atrakcyjne mgiełki, choć nie mniej ciekawa była góra ślimaczych skorupek, z których można było komponować „ponadczasowe kadry”:

004

W samym Montepulciano jedna z Uczestniczek sprawdziła organoleptycznie solidność dzwonu na poniższej wieży:

005

Ujmując precyzyjniej, było to „głowoleptycznie” – później mieliśmy przemiłe spotkanie z aptekarzem (ugościł nas w czasie sjesty, co we Włoszech można uznać za sensację) i „leczniczą” kawę ze słodyczami na balkonie zabytkowej knajpy, z bajecznymi widokami.

W Sienie, następnego dnia, Indianie przejawili nadgorliwość: lało cały dzień i nic a nic się nie przejaśniło:

Siena 01

Dlatego szybko uciekliśmy do katedry, której wnętrze rozwala, powala i ogłupia swoją urodą, czyli – jakby to ujął Anglik – jest całkiem przyzwoite:

Siena 02

Najweselej było w Pitigliano. Autobus wysadził nas na parkingu, po czym – gdy odjechał na parking zewnętrzny (i nie było już można się do niego schować) – spadła na nas ściana wody. Zostaliśmy przemoczeni w ciągu kilkunastu sekund, dzięki czemu hurtowo zaliczyliśmy Ice Bucket Challenge. Za to gdy przestało padać, mokre zaułki wyglądały znacznie ciekawiej niż zwykle:

Pitigliano 01

A gdy wracaliśmy na punkt widokowy, wyszło słońce, oblewając stare miasto czyściutkim światłem:

Pitigliano 02

Tego samego dnia wieczorem zaliczyliśmy jeszcze Orvieto ze słynną katedrą:

Orvieto

A następnego pojechaliśmy do słynnego San Gimignano, żeby zobaczyć „średniowieczny Manhattan”. Oczywiście lało i niebo było do niczego:

San Gimignano 01

Trzeba było przebłagać duchy dobrej pogody za pomocą kawy i panforte:

kawa i panforte

Udało się dość szybko i zaczęło się fotograficzne szaleństwo:

San Gimignano 02

Trwało aż do wieczora, bo w końcu zrobiło się ładnie. I tak już zostało aż do końca. Toskania pokazała nam różne swoje oblicza, nie tylko to słoneczne, do którego wszyscy są przyzwyczajeni. I dobrze, przynajmniej mamy zdjęcia jakie trudno tu zrobić. Mieliśmy szczęście!

Toskania zachód słońca

Kategorie
Aktualności

Pozdrowienia z krainy deszczowców

image

Dawno nie było żadnego wpisu, dlatego informuję, że jestem w Toskanii. Jest tu dość nietypowo: bardziej leje niż świeci. Na szczęście czasami też zaświeci, jak w Civita di Bagnoregio. Bardziej konkretne wpisy jak wrócę, czyli po niedzieli.

Kategorie
Aktualności

Między Orientem a Okcydentem

Mostar 01

Dziś małe wspomnienie z Bałkanów. Mówi się, że najpiękniejszym miastem po wschodniej stronie Adriatyku jest Dubrownik. Zgoda, ale cieplejsze wspomnienia mam z Mostaru (może dlatego, że tyle tu zabytków muzułmańskich, a w przodkach mam Tatara 🙂 ). Mostar, jak nazwa wskazuje, rozwinął się wokół mostu i to most jest jego największą atrakcją. Czy nie mogłoby tak być wszędzie? Na przykład Toruń nazywał by się Piernikar, a Poznań – Koziołkar. I wszyscy by wiedzieli o co chodzi.

Przeprawę zbudowali Turcy, w typowym dla siebie łukowym kształcie. Przetrwała kilkaset lat, jako symboliczny łącznik między światem Wschodu i Zachodu. W 1993 r. dzielni chorwaccy artylerzyści zrobili z niej kupę gruzu. Odbudowę powierzono firmie – a jakże – tureckiej. Kiedy byłem tu pierwszy raz, krótko po wojnie, prace trwały w najlepsze, a z jednej części starówki na drugą trzeba było iść dookoła.

Pamiątek po Turkach jest tu bez liku. Jedna z nich to Turski dom, czyli tradycyjny dom mieszkalny. Tak wygląda podwórko:

Mostar 02

A tak reprezentacyjny salon, wywieszony nad doliną Neretwy:

Mostar 03

Za najcenniejszy meczet w mieście uchodzi Koski Mehmet Dżamila. Kiedy tam byłem ostatnio, można było wejść na minaret (i po drodze dostać kręćka):

Mostar 04

Na górze jest platforma dla imama, z murkiem, ale nie jakimś specjalnie wysokim. Robiąc poniższe zdjęcie trochę się spociłem, zapewne z gorąca…

Mostar 05

Neretwa przepływa przez Mostar skalistym kanionem – bez dobrego mostu przeprawa na drugi brzeg byłaby problematyczna:

Mostar_Stari most 01

Budowla była tak ważna strategicznie, że po obu stronach broniły jej wieże, niczym zamku:

Mostar_Stari most 02

Dziś – odbudowany – most jest przede wszystkim atrakcją turystyczną i świetnym miejscem do obserwowania starego Mostaru o zachodzie słońca:

Stari most 03

Kategorie
Aktualności

Wenecja w galerii

Wenecja galeria

Jeżeli ktoś ma ochotę rzucić okiem na weneckie gondole i kanały to zapraszam do galerii, czyli tutaj. Może motywów “gondolowych” jest trochę w nadmiarze w stosunku do całości, ale naprawdę trudno się było powstrzymać 🙂

Kategorie
Aktualności

Korzyści z fotowypraw

Ochodzita 02

Warto jeździć na fotowyprawy – nie tylko z powodu unikatowych możliwości fotograficznych, ale też dlatego, że można spotkać ciekawych ludzi. Niektórzy nawet w chwili słabości zapraszają do siebie do domu i potem głupio im odmówić. Mnie na ten przykład zaprosił Arek – obiecujący beskidzki fotograf młodego pokolenia 😉 Oczywiście skorzystałem i to w większym gronie. Dzięki temu mogłem podziwiać pełen kwiatów ogród w śródgórskiej dolinie i taras widokowy o wielkości boiska do piłki ręcznej. Było bardzo miło – tak bardzo, że upadł plan nocnego wyjścia na Babią (powiedzmy, że przeszkodziła straaaaszna burza) i fotografowania gwiazd z Równicy (powiedzmy, że przeszkodził księżyc).

Na szczęście w czasie rekonesansu na Równicy trafiłem na niezły zachód słońca:

Równica 01

Problemem był brak pierwszego planu, ale w sukurs przyszedł mi syn, który zbudował kamienną „świątynię”:

Równica 02

Następnego dnia rano wjechaliśmy i weszliśmy na Czantorię, której kopułę szczytową pokrywała kapitalna mgła (na pierwszym zdjęciu budowniczy świątyni):

Czantoria

Czantoria 02

Jeszcze tego samego dnia weszliśmy na Baranią Górę, co było lekką przesadą. O ile starsza córka przeżyła wejście bez większych emocji, o tyle budowniczy pod szczytem chciał mnie zamordować.

Na Baraniej nie było zbyt zdjęciowo, czego nie da się powiedzieć o wschodzie słońca na Ochodzitej w Koniakowie. Pojechaliśmy tam skoro świt. Arek kierował po góralsku, ale na szczęście nic wcześniej nie jadłem. Zaparkowaliśmy przy wielkiej karczmie, gdzie akurat odbywało się góralskie wesele ze wszystkimi tego przejawami (mordobicie na parkingu). Po wejściu na górę mogliśmy obserwować eleganckie mgiełki w dolinach:

Ochodzita 03

Wschód słońca też był niczego sobie:

Ochodzita 01

Po kilku dniach trzeba było wracać do rzeczywistości. Ale już umówiliśmy się z Arkiem na kolejną próbę nocnego złojenia Babiej. W końcu chyba kiedyś się uda…

Kategorie
Aktualności

Wieże nad wodą

Chicago 001

Dla rozpieszczonego różnorodną architekturą Europejczyka amerykańskie miasta nie wyglądają zbyt pociągająco: wszystko monotonne, na jedno kopyto. Oczywiście są wyjątki i to sporo. Jednym z nich jest Chicago, z olśniewającym zestawem wieżowców odbijających się w wodach jeziora Michigan. Spacerując po mieście można zrobić sobie przegląd architektury Nowego Świata, od oryginalnych interpretacji europejskich stylów (z przedrostkiem „neo-”) po autorskie ultranowoczesne konstrukcje wyglądające jakby wykonano je z samego szkła.

Najlepszy widok na downtown jest znad wody. Może to być brzeg jeziora, gdzie rankiem mieszkańcy masowo biegają i jeżdżą rowerami:

Chicago 01

Może to być kałuża:

Chicago 02

Do centrum prowadzi słynna ulica Magnificent Mile, znana z neogotyckiej Wieży Ciśnień i sklepów z cenami „jak na Batorym”:

Chicago 03

Serce miasta to tzw. Loop, czyli pętla utworzona przez nadziemne wiadukty kolejki miejskiej CTA, istniejącej już od 1892 r.:

Chicago 04

Estakady stoją nad samymi ulicami, a ich nitowane szkielety wyglądają jak Wieża Eiffla w poziomie:

Chicago 05

W okolicach Loop przez centrum przepływa rzeka Chicago – kolejne miejsce do podziwiania wieżowców:

Chicago 06

Klejnotem w koronie chicagowskiej architektury jest Willis Tower, który jeszcze pół roku temu był najwyższym budynkiem w USA (a kiedy go zbudowano, w 1973 r., najwyższym na świecie). Podobno jest w nim tyle kabli telefonicznych, że można byłoby nimi dwa razy opleść Ziemię:

Chicago 07

Najlepsze zdjęcia miasta można zrobić z oddali. Jest kilka punktów widokowych nad jeziorem, a downtown najbardziej efektownie prezentuje się po zmroku, kiedy ciepłe barwy miejskich świateł harmonizują z zimnym niebem:

Chicago 08

Kategorie
Aktualności

Galeria z Dolomitów

Dolomity

W sekcji “Galeria” umieściłem zdjęcia z Dolomitów – w znakomitej większości wykonane w czasie naszej czerwcowej fotowyprawy.

Jeśli ktoś będzie miał ochotę na fotografowanie w tych samych miejscach, może się z nami wybrać na wyprawę “Dolomity & Wenecja Mark II” 🙂  Prawdopodobnie odbędzie się w czerwcu 2015 (insz Allach).

Galeria z Dolomitów jest tutaj.