Kategorie
Aktualności

Maria z Wackiem

Maria Gern 01 zmn

Krajobraz południowej Bawarii to góry, zamki i barokowe kościoły. Są nawet takie miejsca, gdzie można uwiecznić wszystkie te trzy elementy na raz. Na powyższym zdjęciu są dwa. Z lewej pielgrzymkowe sanktuarium Maria Gern nad Berchtesgaden. W tle Wacek vel Watzmann – drugi najwyższy szczyt Niemiec (2713 m n.p.m.). Znany jest z potężnej Wschodniej Ściany, czyli najwyższej przepaści Alp Wschodnich (1800 m luftu) oraz z efektownego kształtu, kiedy patrzy się nań z północy. Wyraźnie widać samego Watzmanna (duży z prawej), Panią Watzmannową (Watzmannfrau; z lewej) oraz kilka Watzmanniątek (Watzmannkinder) między nimi.

Widać też piękną bawarską jesień. Taka sama będzie za rok, kiedy przyjedziemy tu z fotowyprawą. Poruszyłem pół Berchtesgaden żeby dowiedzieć się, czy można w to miejsce dojechać małym autobusem. Można (sekretną drogą), co oznacza, że na pewno tu zawitamy. Zobaczymy też Wschodnią Ścianę: będziemy ją podziwiać z pokładu statku pływającego po słynnym Königssee – fiordopodobnym jeziorku wciśniętym między góry.

Więcej zdjęć z wypadu do Bawarii za jakiś czas…

Kategorie
Aktualności

Pamiątka z wakacji

Oludeniz

Pamięta ktoś jeszcze jak latem było ciepło? W niektórych miejscach nawet bardzo. Na przykład na górce nad Oludeniz, gdzie wykonałem powyższy landszafcik. To był rewelacyjny wyjazd: córka, syn i ja. Rżnęliśmy w karciochy do północy, kąpaliśmy się w basenie do po północy i tłumaczyliśmy na własny użytek tureckie melodramaty, tarzając się ze śmiechu. Pewnie jeszcze zamieszczę jakieś zdjęcia z tego wyjazdu. Póki co, znowu wyjeżdżam. Jutro do Bawarii, przygotowywać grunt pod fotowyprawę (kto by nie chciał upolować Neuschwansteina w porannych mgiełkach?). Potem do Maroka i Szkocji. W tym pierwszym jeszcze się trochę wygrzeję, w drugiej – raczej nie bardzo, ale czego się nie robi dla najpiękniejszego światła na świecie. Na szczęście w marcu znowu będzie ciepło, bo robimy Jordanię 2.0: Petra, Wadi Rum, Morze Martwe, te sprawy… 🙂

Kategorie
Aktualności

Gruzińska galeria

Szchara

Nowy wyjazd to nowe zdjęcia. Dzięki nim mogłem zaktualizować galerię z Gruzji. Zostało trochę starych i pojawiło się sporo nowych, np. powyższe dwa byki na tle Szchary. Na szczęście nie były to “byki z Polski” i nikogo nie goniły. Miłego oglądania 🙂

Kategorie
Aktualności

Z kamerą wśród szczytów

00_Kazbek

Nasza druga fotowyprawa do Gruzji stała pod znakiem górskich pejzaży, świetnej pogody i rewelacyjnej atmosfery (w końcu to ojczyzna wina). Kilka razy byłem zmuszony wystąpić w roli tamady, czyli kierownika biesiady wznoszącego toasty, ale wybrnąłem z tego bez większych zająknięć. O wschodzie i zachodzie słońca fotografowaliśmy, w dzień fotografowaliśmy (i przemieszczaliśmy się po całym kraju), a w nocy dyskutowaliśmy o zdjęciach i… też fotografowaliśmy. Pogoda była prawie zupełnie bezchmurna (co niektórzy przyjęli z niesmakiem), dzięki czemu można było robić zdjęcia wygwieżdżonego nieba.

Kaukazu było dwa razy więcej niż za pierwszym razem, ale tradycyjnie zaczęliśmy od Tbilisi, gdzie można zobaczyć ciekawe obrazki, np. wielką blaszaną kiełbasę pod Pałacem Prezydenckim:

01_Tbilisi 01

W katedrze Cminda Sameba trafiliśmy na ślub. Migawki zaczęły trzaskać, a część zdjęć trafiła później do państwa młodych dzięki druhnie, która okazała się władać językiem nadwiślańskim:

02_Tbilisi 02

Po ceremonii panna młoda zatańczyła na honorowym miejscu, u szczytu schodów:

03_Tbilisi 03

Naszym następnym po Tbilisi przystankiem była Mccheta, nad którą, na krawędzi przepaści, stoi kościół Dżwari – jeden z najstarszych na świecie (VI w.). Po drodze podwieźliśmy opiekującego się nim duchownego, dzięki czemu mogłem go poprosić żeby nie wygaszał podświetlenia dopóki nie zrobimy zdjęć:

04_Mccheta

Wieczorem dotarliśmy do Batumi, które po zmroku tradycyjnie podświetlane jest na wszystkie możliwe kolory. Dotyczy to też diabelskiego młyna (poniżej naświetlanego przez około minutę):

05_Batumi_diabelskie koło

Batumi słynie z dużych opadów i niesamowitego światła w okolicach świtu i zmroku. Tu plaża przed wschodem słońca:

05_Batumi_plaża

Opady równa się zieleń. Ogród botaniczny nad Batumi to uczta dla oczu, a przy okazji widać, że Morze Czarne jest niezupełnie czarne:

06_Batumi_ogród botaniczny

Jeszcze bardziej niezwykły kolor wody ma sztuczny zbiornik Dżwari (popularna w Gruzji nazwa, oznaczająca krzyż). Wjeżdżamy do Swanetii – to już Kaukaz:

07_Swanetia_Dżwari

Wjeżdżamy albo i nie… Kawałek dalej trasę do Mestii zablokowali demonstranci, którzy chcieli czegoś tam (były różne opcje). Sznur samochodów, apatyczni turyści w stojących od rana autobusach, a na końcu tunel zapchany pojazdami tubylców. No nie, tak się bawić nie będziemy. Kilka szybkich telefonów i załatwiłem transport od drugiej strony, a potem zarządziłem przejście taranem przez tłum demonstrantów i tunel na drugi koniec. Zapewne pomogły w tym ciężkie statywy i jeszcze cięższe walizki nadające nam powagi. Akcja wyglądała bardzo efektownie, ale wiele nie dała, bo zanim nasz transport przyjechał, demonstracja się skończyła i wszyscy przejechali, włącznie z naszym autobusem, do którego z powrotem wsiedliśmy.

Zostawiliśmy go dopiero w Mestii, bo kawałek za nią kończy się utwardzona droga. Jedziemy do słynnej wioski Uszguli, podziwiając kaukaskie pejzaże:

08_Droga do Uszguli

Pierwszy widok na Szcharę (5193 m n.p.m.), najwyższy szczyt Gruzji, wzbudził powszechny entuzjazm:

09_Droga do Uszguli

Chociaż niektórzy mieli inne fotograficzne preferencje:

10_Droga do Uszguli

No i Uszguli – wioska w sercu Kaukazu, zimą w zasadzie odcięta od świata:

11_Uszguli

Co dom to wieża obronna – mężczyźni chowali się w nich przed sąsiadami, kiedy groziła im tradycyjna zemsta rodowa.

Przy porannej sesji nad Uszguli statywem Ryśka (z prawej, przy torbie) żywo zainteresowały się konie:

12_Uszguli_sesja poranna

Kiedy pobiegł na ratunek konie flegmatycznie podeszły do torby i zaczęły ją pożerać (a przynajmniej robić coś co podobnie wyglądało).

Bohaterką sesji była sama Szchara, która od tej strony jest świetnie widoczna:

13_Szchara

Za kaukaską piękność uchodzi też Uszba (4710 m n.p.m.), którą fotografowaliśmy po powrocie do Mestii. Na pierwszym planie rwący potok, który podmył nasz uprzednio zaplanowany punkt widokowy i musieliśmy improwizować:

13_Uszba

Chwila odpoczynku od Kaukazu, ale nie od skał. Jesteśmy w Upliscyche – skalnym mieście, które w przeszłości było jednym z głównych ośrodków tworzącej się Gruzji. Wyryte przez ludzi pieczary są świetnym poligonem fotograficznym: można np. lampą błyskową malować ściany (i irytować współfotografów), której to czynności oddaję się na poniższym zdjęciu osobiście:

14_Upliscyche

I na deser jeszcze raz Kaukaz. Gruzińską Drogą Wojenną dotarliśmy do Stepancmindy, po drodze zatrzymując się przy znanym punkcie widokowym. Tutejsza skała najwyraźniej służy miejscowym do uprawiania kaukaskiej wersji base jumpingu (bez spadochronów):

16_GDW

W okolicach Stepancmindy odwiedziliśmy też dwa fajne wodospady. Do drugiego dotarł tylko Rysiek (ten od koni), widoczny w lewym dolnym rogu zdjęcia:

17_GDW_wodospad

Nad Stepancmindą rozpościera się najbardziej znany widok w Gruzji, czyli kościół Cminda Sameba na tle piramidy Kazbeku (5033 m n.p.m.), narodowej góry Gruzinów (zob. zdjęcie tytułowe). Świetne widoki są też z okolic kościoła, gdzie czekaliśmy na światło wspólnie z pasącymi się końmi:

18_Cminda Sameba

Druga fotowyprawa do Gruzji przeszła do historii. Myślę, że jeszcze się tu pojawimy, bo w tak pięknym kraju zawsze jest co robić, a światło w górach za każdym razem potrafi zaskoczyć. Muszę tylko poćwiczyć toasty, żeby nie zostawać w tyle za miejscowymi 😉

Kategorie
Aktualności

Gruziński anioł :)

Karolina

W prawosławnych cerkwiach robienie zdjęć zwykle nie jest mile widziane, ale Gruzini jakoś nie robią z tego problemu. Już w katedrze w Tbilisi zwróciłem uwagę na ludzi zapalających świece i pięknie podświetlonych ich płomieniami (rzadki przypadek, kiedy osoba oświetlona od dołu nie zamienia się w wampira). Nikt nie miał nic przeciwko dyskretnemu fotografowaniu, więc zacząłem „łowy”. Przez jakiś czas nic się nie działo, aż wreszcie do stolika w jednym z zakamarków świątyni podeszła lokalna piękność w białej chuście i zapaliła swoją świecę. Kiedy podniosłem aparat, spojrzała na mnie uduchowionym, jakby nieobecnym wzrokiem. To był „decisive moment” – strzeliłem, zrobiłem zdjęcie dnia i uszczęśliwiony oddaliłem się aby nie przeszkadzać w modłach…

A jak było naprawdę? No cóż, trochę inaczej. Karolina, Uczestniczka naszej fotowyprawy do Gruzji, faktycznie ma anielską buźkę. Ma też fajną białą chustę w czarne kropki. Wystarczyło tylko dodać A do B i nie trzeba było przeszkadzać modlącym się Gruzin(k)om. Mój „aniołek” nie miał nic przeciwko sesji, a okazja nadarzyła się w cerkwi twierdzy Ananuri, już na Kaukazie. Było tu dość pusto i nikt nam nie przeszkadzał (a raczej – my nikomu nie przeszkadzaliśmy). Nie musieliśmy się spieszyć, więc mogłem poeksperymentować z różnymi czułościami, nawet całkiem niskimi. Jedynym wyzwaniem było uspokojenie chichrającej się cały czas modelki 🙂

Relacja z Gruzji już wkrótce, a trochę później uzupełnię galerię o nowe zdjęcia.

P.S. Ktoś może się przyczepić, że modelka trochę zbyt słowiańska jak na Zakaukazie. Mieszkańcy Gruzji tak jednak wyglądali, zanim nie dostali genetycznego strzału od najeźdźców z południa. Nie bez powodu rasa biała po angielsku nazywa się „Caucasian”…

Kategorie
Aktualności

Pierwsza lekcja gruzińskiego

IMG_2474 zmn

 

W sobotę ruszamy do Gruzji! Będziemy polować na światło nad białymi szczytami Kaukazu, zielono-niebieskim (!) Morzem Czarnym, starym Tbilisi i w wielu innych miejscach (np. odbijające się od kieliszka kachetyjskiego wina). Będziemy też skradać się między kamiennymi wieżami Uszguli, polować na biegające po górach stada świń, kóz i owiec (bo niedźwiedzie pewnie się nie pojawią) i robić różne inne nieprzyzwoite rzeczy…

Żeby było nam łatwiej, musimy się trochę poduczyć gruzińskiego. Na początek jeden z najważniejszych terminów (na zdjęciu). Jak widać, język gruziński to pestka 😉

Kategorie
Aktualności

Szkocja w galerii

Fairy Pools

Uzupełniłem galerię o zdjęcia ze Szkocji – krainy wiatru, wody i wspaniałego światła. Miłego oglądania – są tutaj.

 

Kategorie
Aktualności

Dwa Kaukazy

Kazbek wiosną

Nazwa Kaukaz od zawsze wywoływała u mnie dreszcze, w sumie niewiele mniejsze niż Pamir, Tien-Szan, czy Himalaje. Wszystkie te góry przez lata były dla mnie tak samo dostępne, czyli wcale. Teraz są znacznie bardziej, ale nic przez to nie straciły ze swojej magii. Na Kaukazie byłem już kilka razy i powoli zaczynam przygotowywać się do następnego wyjazdu. Ostatnio byliśmy z fotowyprawą późną wiosną, a za trzy tygodnie będziemy robić zdjęcia gór w jesiennej szacie. To dwa zupełnie inne Kaukazy – o ile ośnieżone szczyty wyglądają podobnie, o tyle to co pod nimi zmienia swoją barwę z zielonej na wszystkie odmiany żółci, czerwieni i brązu. Wystarczy popatrzeć na zdjęcia:

Cminda Sameba wiosną

Powyżej kościół Cminda Sameba wiosną, poniżej jesienią:

Cminda Sameba jesienią

Poniżej nasze fotografki podczas wiosennej akcji:

Droga Wojenna

A tu okolice Kazbeku we wrześniu:

Kaukaz_okolice Kazbeka 02

Kaukaz_okolice Kazbeka

Zmieniliśmy trochę program wyjazdu i w najwyższych partiach Kaukazu spędzimy kilka dni więcej. Będziemy polować na światło, na przykład na słoneczne lasery penetrujące zbocza pod Kazbekiem:

Kazbek jesienią

Zdjęcia to nie wszystko. W Gruzji będziemy też jeść: chaczapuri, chinkali, czurczchele i cudowne, pachnące pomidory. Na samą myśl zaczynają mi buzować ślinianki… Wszystko to oczywiście zapijemy winem przy wieczornych rozmowach o zdjęciach.

Z powyższego wpisu wynika, że już wróciliśmy z Turcji. Zdjęcia z wyjazdu niedługo wrzucę. A link do gruzińskiej fotowyprawy jest tutaj.

Kategorie
Aktualności

Dziennik podróży

Antalya, 19.08.2015, 21.37

image

– Tata, czemu ciągle latasz samolotami, a nas nie zabierasz? Dawno nigdzie nie byliśmy.
– Eee, bo tatuś ma taką pracę…
– To w takim razie kiedy mi naprawisz zawias w drzwiach? A ze mną kiedy pograsz w Farmera? A kiedy wreszcie będzie naprawiony komputer?
– Dobra, lecimy!
I tak znaleźliśmy się w Antalyi. Pierwszym pomysłem było coś na zachód, ale promocyjne bilety na turecką rivierę okazały się być nie do przebicia. Antalya nic się nie zestarzała (ostatnio część z nas była tu dekadę temu), a temperatury przypominają te z Bangkoku sprzed miesiąca. Za nami trzy meczety, trzy kebaby, ileś soków, pasjonujący melodramat w oryginale i zupełnie przyzwoity zachód słońca ze skarpy nad zatoką. Jutro bierzemy samochód. Po Turcji jeszcze nie jeździłem…
A fota na górze to widok starówki autorstwa mojej córki. Dobra robota, horyzont prościutki 🙂

Kategorie
Aktualności

Most na rzece… tej rzece

Most Kwai 01

Tak tak, właśnie na tej. Może wygląda jak w Tczewie albo w Poznaniu na Garbarach, ale to on sam w całej (prawie) okazałości: most na rzece Kwai. Notabene Tajowie wymawiają nazwę rzeki mniej więcej jak „kłe” – jak się mówi „kwai” to kojarzy im się to z bawołem i mają niezły ubaw.

Niestety, historia budowli daleka jest od ubawu. Most to element tzw. Kolei Śmierci, czyli linii kolejowej, którą w czasie II wojny światowej Japończycy zbudowali rękami jeńców wojennych, w dużej mierze europejskich. Wiodła z Tajlandii do Birmy, a celem jej konstrukcji było zapewnienie transportu dla japońskich wojsk okupujących tę drugą. Jeńcy (oraz azjatyccy robotnicy przymusowi) pracowali w koszmarnych warunkach – szacuje się, że przy budowie 400-kilometrowej trasy zginęło łącznie około 100 tysięcy osób. Pewnie nikt by o tym nie wiedział, gdyby nie film Davida Leana Most na rzece Kwai (1957). Co prawda nie opowiada on dokładnej wersji wydarzeń, ale praca więźniów została tu przedstawiona na tyle sugestywnie, że nagrodzono go siedmioma Oscarami.

Prawdę mówiąc, na wiele most Japończykom się nie przydał. Niedługo po zbudowaniu został zbombardowany przez aliantów i dziś oryginalne są tylko jego boczne przęsła (środek zrekonstruowano):

Most Kwai 02

Tak naprawdę most przydaje się dopiero teraz – jako atrakcja turystyczna Tajlandii. Z niedalekiego Bangkoku ciągną tu wycieczki, a rozłożone w sąsiedztwie miasto Kanchanaburi rozkwita. Wokół powstały hotele, pensjonaty i knajpy na wodzie:

rzeka Kwai

W tych ostatnich można wypić „tematyczne” piwo…

Kwai 03

… stąd też rozciągają się najlepsze widoki (zdjęcia wyżej). Po moście można chodzić, z czego korzystają tłumy zwiedzających. Najciekawiej jest, kiedy nagle z dżungli na drugim brzegu wyłania się pociąg i wszyscy muszą uciekać na specjalne platformy po bokach:

Most Kwai 03

W końcu jednak skład znika…

Most Kwai 04

I towarzystwo (tu akurat dosyć przerzedzone) wraca na tory:

Most Kwai 05

Trochę mi to przypomina opowieść Kapuścińskiego o targowisku na torach w Senegalu, które rozpierzchało się na boki, kiedy zza zakrętu wypadał pociąg. A sam most zapewne nie stanowiłby takiej atrakcji, gdyby nie film. Co ciekawe, „mostowe” sceny kręcone były na Sri Lance, ale tam już mostu nie ma… (kto oglądał film, wie dlaczego).

Kategorie
Aktualności

Angkor Wat rano i wieczorem

Angkor Wat 00

Wizytę w Kambodży zaczęliśmy od wysokiego „A”, czyli od symbolu kraju, Angkor Wat – najwspanialszej hinduistycznej świątyni na świecie. Ponoć do jej zbudowania zużyto ponad 5 mln ton kamienia, mniej więcej tyle co przy piramidzie Chefrena w Gizie. Zrobienie zdjęć świątyni o odpowiedniej porze wymagało pewnych zabiegów, a najważniejszym było znalezienie kumatego kierowcy tuk-tuka, który nas tu przywiezie. Na szczęście sam się znalazł, kiedy tylko wysiedliśmy z autobusu w Siem Reap. Z doświadczenia wiem, że jak ktoś szybko się pojawia i oferuje swoje usługi, to potem będą z nim same kłopoty, ale widocznie w Kambodży to nie działa. Pan Khemra okazał się być świetnym fachowcem, przede wszystkim punktualnym, dzięki czemu następnego dnia przed świtem zameldowaliśmy się w najsłynniejszym punkcie widokowym Azji Południowo-Wschodniej. Nie tylko my się zameldowaliśmy (widocznie dobrych tuktukarzy jest tu więcej):

Angkor Wat 02

Tak naprawdę, punkty widokowe są dwa, na brzegach dwóch niewielkich sadzawek przed wejściem do kompleksu. Zacząłem od prawej, a efekt był całkiem całkiem:

Angkor Wat 01

Gorzej było z lewą sadzawką – obsiadł ją taki tłum, że nie miałem gdzie rozstawić statywu. Nie pozostało nic innego jak zajść towarzystwo od tyłu i umieścić w kadrze:

Angkor Wat 03

Później słońce zaczęło zasuwać po niebie i nie było już czego tu szukać. Następnych kilkanaście godzin spędziliśmy odwiedzając inne obiekty Angkoru (przydał się tuk-tuk pana Khemry, bo odległości między nimi mierzy się w kilometrach), a ponownie pojawiliśmy się tu przed zachodem słońca. Najpierw obeszliśmy wnętrza, gdzie można spotkać boginie wyrzeźbione na ścianach…

Angkor Wat 04

… i ich żywe odpowiedniki:

Angkor Wat 05

Jeszcze ciekawsze było podziwianie mnichów, pięknie komponujących się na tle szarego muru:

Angkor Wat 06

Trochę mnie martwiło słońce, od dłuższego czasu schowane za chmurami, ale w odpowiedniej chwili – tuż nad linią horyzontu – zrobiło co trzeba i zalało świątynię kapitalnym światłem:

Angkor Wat 07

Zrobiłem kilka zdjęć, szykując się na dalszą fotograficzną ucztę. Postanowiłem podejść bliżej, okrążając sadzawkę. W połowie drogi usłyszałem przeciągłe „fiuuuuuuuuuu!”. Pomyślałem, że znowu jeden ze strażników gwiżdże na jakiegoś białasa, który wlazł gdzie nie trzeba. Poszedłem dalej…

– Fiuuuuuuuuu! – to było do mnie.

– Co jest? – spytałem strażnika, który stał w pobliżu uśmiechnięty od ucha do ucha z gwizdkiem na szyi.

– Closing time, sir.

Jak to „closing time”? Przecież ja tu robię zdjęcia! Postanowiłem udać, że wracam do wyjścia, a za krzakiem zrobiłem w tył zwrot i – niewidoczny dla strażnika – poszedłem z powrotem. W końcu nie takich wywodziło się w pole…

– Fiuuuuuuuuuu! – drugi strażnik. Jeszcze szerzej uśmiechnięty:

– Closing time, sir.

– *&^%)(*^%%#%@$%!!!!

Nie było wyjścia, trzeba było wracać. Strażnicy byli sprawni i nikt im się nie wymknął:

Angkor Wat 08

Po opuszczeniu terenu świątyni poszedłem groblą za fosę, która otacza cały kompleks. Światło już nie było lepsze, ale ta żółta chmura była teraz dokładnie nad Angkor Wat… Cóż, nie można mieć wszystkiego.

Angkor Wat 09

Kategorie
Aktualności

Kolory Indochin

Vang Vieng_zachód słońca nad górami

Wróciłem z Azji. Kilkutygodniowy rajd po Laosie, Kambodży i Tajlandii napełnił moje karty pamięci zdjęciami, a wewnętrzne akumulatory pozytywną energią. Kambodżanie to najmilsi ludzie świata, którym uśmiech nie schodzi z twarzy. Laos powala wspaniałymi krajobrazami. Tajlandia jest tak różnorodna, że można tu przyjeżdżać wielokrotnie i za każdym razem poznawać jej nowe oblicze. W każdym kraju jedzenie wspaniałe, ludzie chętnie pozują do zdjęć, a egzotyczne, pełne nasyconych barw pejzaże stymulują kreatywność. Czegóż chcieć więcej?

Oba zdjęcia z Laosu. Na górnym zachód słońca w okolicach Vang Vieng (bezchmurkowy, bo pora deszczowa się spóźniła), a na dolnym słynna poranna procesja mnichów w Luang Prabang (i zajęcia praktyczne z panoramowania obiektów poruszających się w różnym tempie). Następne wpisy z tych stron już wkrótce.

Luang Prabang_procesja mnichów