Kategorie
Aktualności

Z gór na pustynię

Hiszpania dziki

Zgodnie z obietnicą sprzed kilku dni wstawiam drugą część hiszpańskiej galerii. Tym razem jest to dwanaście zdjęć z Pirenejów i pustynnego gniazda w Aragonii (powyższe dziki to właśnie mieszkańcy tej pustyni). Miłego oglądania 🙂 Zdjęcia są tutaj.

Kategorie
Aktualności

Nowości w galerii

Andaluzja

Co prawda, dobrze poinformowane źródła doniosły, że jestem na Księżycu, ale jak widać tu też można znaleźć zasięg. Korzystam i uzupełniam galerię o kilkanaście bardziej przyziemnych (a właściwie – zupełnie ziemnych) zdjęć z Andaluzji. To jeszcze nie koniec hiszpańskich prezentacji: wkrótce druga część galerii, z północy kraju. A Andaluzję (i wiatraki z La Manchy) można zobaczyć tutaj.

Kategorie
Aktualności

Złe (albo i nie) ziemie

Badlands 01

Badlands to nazwa suchych obszarów porytych erozyjnymi mikrowąwozami i do niczego nieprzydatnych. Nie da się tu budować domów, uprawiać pól, hodować zwierząt, budować ośrodków turystycznych. Totalna kicha. No, może nie dla każdego. Na przykład fotografowie mogą w takich dziwnych miejscach łapać swoją wenę.

Na „złe ziemie” można trafić nie tylko na pustkowiach Azji czy Ameryki Północnej, ale też – o dziwo – na zatłoczonym Starym Kontynencie. Na przykład w Andaluzji, w okolicach miasta Guadix.

Już widok z okna w pokoju hotelowym może dawać do myślenia:

Badlands 02

Skały wyrastające bezpośrednio za miastem to miękki tuf, w którym mieszkańcy – podobnie jak w Kapadocji – wyryli sobie całkiem wygodne apartamenty. Można je łatwo znaleźć po białych kominach wyrastających ni stąd ni zowąd na środku wzgórza (choć ten zdobi akurat zwykły budynek):

Badlands 03

Ciekawsze są jednak okolice miasta. Co prawda to nie takie hardkorowe badlands jak np. w Dakocie, bo z łąkami i uprawami, ale i tak jest tu co robić. Początkowo droga prowadzi wyżyną, wśród przyjemnych pól migdałowców:

Badlands 04

Potem zaczyna się zjazd do wąwozu:

Badlands 05

A w wąwozie widoki zaczynają przypominać te z westernów:

Badlands 06

Badlands 07

Po zachodzie słońca można popędzić do hotelu na zasłużoną kolację albo jeszcze trochę poczekać aż chmury zaczną się wybarwiać:

Badlands 08

Najbardziej pocztówkowym ujęciem w okolicach Guadix jest widok zamku Calahorra na tle szczytów Sierra Nevada. Najczęściej fotografuje się go w przybliżeniu, z ośnieżonymi górami w tle. Ale jak nie ma śniegu, a góry chowają się w chmurach to też można sobie poradzić:

Badlands 09

Guadix miałem przyjemność odwiedzić jesienią ubiegłego roku, a po raz drugi wybieram się tam w październiku. Szczegóły wkrótce 🙂

Kategorie
Aktualności

Klamot w plecaku, telefon w ręce

ITB 001

Jak co roku odwiedziliśmy największe na świecie targi turystyczne ITB. Tak się szczęśliwie składa, że odbywają się w Berlinie, raptem 300 km od domu. To dla mnie taki początek sezonu: rozejrzenie się po świecie w pigułce, nawiązanie kontaktów z kim trzeba, z kim się może przydać i z kim raczej się nie przyda („–panie, a przelot helikopterem pod K2 to po ile?”). Dzieci też mają swoje priorytety, a główny z nich to zgromadzenie jak największej liczby gadżetów. Celuje w tym mój syn, który zgarnia nagrody w różnych kołach fortuny i innych konkursach (vide kapelusz na głowie):

ITB 06

Porsche nie wygrał tylko dlatego, że nie było wystawione jako nagroda… Za to na ekranie-lustrze mógł łapać pingwiny i pobawić się z tygrysem:

ITB 07

Ja tradycyjnie chciałem zrobić trochę zdjęć. Jako pierwszy cel namierzyłem gościa, bodajże Uzbeka, który ostro walił w bębenki. Podszedłem, wyjąłem aparat, ostrzę, ostrzę, a tu nic. Niewyraźny jakiś. Odchodzę na bok, żeby zobaczyć o co chodzi, a Uzbek w tym momencie zaczyna wrzeszczeć. Najpierw pomyślałem, że to taka etniczna piosenka, ale wrzaski były skierowane wyraźnie do mnie. Nie przestając grać wskazywał jakiś czarny przedmiot leżący na podłodze. Okazało się, że to połowa mojego obiektywu (Canon 50 mm/1.8) – druga nadal była przytwierdzona do aparatu. Hmm…

Pozostałe zdjęcia (czyli wszystkie tego dnia – urocza Kazaszka otwierająca wpis jest sprzed kilku lat) zrobiłem telefonem. Miało to swoje dobre strony: modele nie spinali się jak przed lustrzanką i robili o wiele przyjemniejsze miny.

Na przykład taka Miss Alanyi:

ITB 01

Turków warto zresztą odwiedzać nie tylko ze względu na miss. Zawsze dają dobrą, mocną jak siekiera kawę.

Na ITB 2015 było wyjątkowo dużo młotkowych. Poniższy też jest z jakiegoś …istanu:

ITB 02

A drugi z Indochin:

ITB 03

Niedaleki Tajwan wypuścił na publiczność smoka:

ITB 04

Dlatego wolałem przenieść się do Tajlandii. Tu było znacznie przyjemniej:

ITB 05

Inne kraje i krainy były przewidywalne: w Portugalii wiało nudą, w Rwandzie koncert tamtamistów prawie naruszył konstrukcję hali wystawowej, Mongolia (kraj partnerski w tym roku) raczyła publikę egzotycznymi tańcami, a przy Kanale Elbląskim tradycyjnie stała makieta z pływającymi stateczkami. A ja nazbierałem tyle materiałów, że ich segregowanie zajęło mi prawie cały tydzień…

Kategorie
Aktualności

Fotowyprawa Maroko – listopad 2015 r.

Berberyjki w tradycyjnych strojach 02 02

Są takie miejsca, z których nawet nieumiejący fotografować przywożą dobre zdjęcia (a umiejący – wspaniałe, dlatego warto z nami jeździć). Maroko bez wątpienia do nich należy, o czym przekonamy się podczas naszej listopadowej fotowyprawy. O sile przyciągania marokańskich plenerów może świadczyć fakt, że to już trzeci nasz wyjazd w te strony i niektórzy Uczestnicy po raz trzeci z nami pojadą! To również zasługa zupełnie różnych programów: tegoroczny jest najbardziej zróżnicowany, bo zobaczymy najciekawsze miejsca zarówno dzikiej Północy, jak i magicznego Południa. Będziemy fotografować w niebieskim mieście, na pomarańczowych wydmach, w filmowej wiosce, w glinianym zamku i w urzekającym chaosie Marrakeszu. W każdym z tych miejsc będziemy mieli mnóstwo czasu na rozstawienie statywów i spokojne komponowanie kadrów. Zapraszam do Maroka!

Szczegółowy program:

7.11

Przelot z Warszawy do Casablanki, z międzylądowaniem w którymś z europejskich portów lotniczych.

Rabat_mury obronne

8.11

Po śniadaniu przejazd do Rabatu i sesja w pięknej cytadeli Chellah, otoczonej potężnymi murami obronnymi. Z Rabatu pojedziemy do Szafszawanu (Chefchaouen), niezwykle położonego na obrzeżach pasma górskiego Rif. Wieczorny spacer po Szafszawanie.

Chefchaouen_drzwi

9.11

Cały dzień spędzimy w Szafszawanie, słynnym „niebieskim mieście”, które wygląda jakby stworzono je specjalnie dla fotografów. Będziemy fotografować ulice-schody, piękne bramy i wysmakowane detale architektoniczne. O wschodzie i zachodzie słońca rozstawimy statywy w miejscu z widokiem na całe miasto.

Chefchaouen panorama

10.11

Po śniadaniu przejedziemy do Meknesu, miasta zbudowanego z kaprysu sułtana Mulaja Ismaila, który zażyczył sobie przenieść tu stolicę kraju. Zrobimy sobie spacer fotograficzny po Meknesie, koncentrując się głównie na centrum z Bab al-Mansur – najpiękniejszą bramą miejską Maroka. Na zachód słońca pojedziemy do Volubilis – świetnie zachowanych ruin rzymskiego miasta, z fotogenicznymi rzędami kolumn wzdłuż głównych ulic.

Volubilis

11.11

Długi przejazd na południe wspaniałą trasą przez pasmo górskie Atlasu Średniego i obrzeżami Atlasu Wysokiego. Postoje w miejscach widokowych. Na nocleg dojedziemy do hotelu u stóp wydm Ergu Chebbi. Przy odpowiedniej pogodzie jest szansa na nocne zdjęcia z wygwieżdżonym niebem.

Sahara_Erg Chebbi

12.11

Karawana wśród pomarańczowych wydm. Po śniadaniu wsiądziemy na wielbłądy i wyruszymy na pustynię. Jak ktoś chce, może iść pieszo (ok. 2 godz.). Można część trasy przejechać, a część przejść i robić zdjęcia. Po dojściu do stałego obozowiska zostawimy tam bagaże i ruszymy na eksplorację okolicznych wydm. Wieczorem czeka nas sesja o zachodzie słońca i obiadokolacja, a w nocy – sesja pod gwiazdami.

Karawana

13.11

O wschodzie słońca plener wśród wydm, a po nim karawana powrotna do hotelu. Po śniadaniu i prysznicu ruszymy (naszym autobusem) w stronę kanionu Todra w Atlasie Wysokim – najwyższych górach Afryki Północnej. Atrakcją będzie sama trasa, pośród egzotycznych plenerów południowego Maroka. Po południu i wieczorem czeka nas eksploracja górskiego kanionu Todra, z czerwonawymi skałami wyrastającymi wprost z rzeki.

Berberyjki w tradycyjnych strojach

14.11

Z kanionu Todra przejedziemy do oazy Skoura, największego palmowego gaju w Maroku. W tej pięknej scenerii stoi najwspanialsza kasba (gliniany zamek) w kraju, uwieczniona na jednym z marokańskich banknotów. Krótki przejazd do nowoczesnego miasta Ouarzazate (zakupy, ewentualny posiłek) i dalej, do Ait Benhaddou, najpiękniejszej wioski na świecie, wyglądającej jak kaskada ustawionych na sobie glinianych domów i twierdz. Wieczorna sesja.

Ait Benhaddou o wschodzie słońca

15.11

Świt w Ait Benhaddou to wspaniała okazja żeby uwiecznić to piękne miejsce w pierwszych promieniach słońca. Po śniadaniu przejedziemy słynną trasą widokową w poprzek Atlasu Wysokiego, z kulminacyjnym punktem na przełęczy Tizi n-Tiszka (2260 m n.p.m.). Postoje w miejscach widokowych to świetna okazja do uwiecznienia najwyższych partii tych gór i… zakupów, gdyż w najładniejszych miejscach zwykle rozstawiają się sprzedawcy pamiątek. Po południu dotrzemy do Marrakeszu, a wieczór spędzimy na Dżemaa el-Fna – najsłynniejszym placu miejskim na świecie, wpisanym na listę UNESCO.

Marrakesz_Dżemaa el Fna o zmierzchu

16.11

Cały dzień w magicznym Marrakeszu. Nie ma drugiego takiego miasta, jak marokańska „Brama Południa”. Medyna to prawdziwy labirynt, a każdy kolejny zaułek stwarza nowe możliwości fotograficzne. W tym gąszczu ukryte są takie skarby jak medresa Ibn Jusufa – szkoła koraniczna ze wspaniale zdobionym dziedzińcem i dziesiątkami komnat studenckich wokół. Całość otoczona jest przez mury obronne z gliny pisé, które przybierają inną barwę w zależności od kąta padania promieni słonecznych. Niedaleko placu Dżemaa el-Fna stoi minaret Kutubijja, uważany za najpiękniejszy w Afryce. Na jego wzór do dziś budowane są wszystkie minarety w Maroku. Wszystkie te miejsca uwiecznimy na naszych matrycach, a w porze obiadokolacji znów zagłębimy się w chaos Dżemaa el-Fna, który wieczorem zamienia się w największą restaurację na świecie.

Berberyjki w tradycyjnych strojach 02

17.11

Po śniadaniu przejazd na lotnisko do Casablanki i przelot do Warszawy.

Meknes_Bab al-Mansur

Termin fotowyprawy to 7–17 listopada 2015 r.

View from Ait Benhaddou on High Atlas

Kategorie
Aktualności

Okładka dla wioślarzy

Cambridge okładka 01

Mam przyjemność poinformować, że moje zdjęcie znalazło się na okładce książki wydanej przez szacowne wydawnictwo Cambridge Scholars Publishing, związane z jeszcze bardziej szacowną uczelnią z Wysp (tą od wioślarskich potyczek z Oxfordem). Dzieło spłodziły trzy dzielne polskie dziewczyny, a opowiada ono o różnych twarzach komunikacji. Lektura jest bardzo ciekawa, jeśli tylko ktoś potrafi wznieść się na odpowiedni poziom angielszczyzny, raczej nie przypominający „globisha” z popularnych portali i newsów.

Zdjęcie powyżej przedstawia targowisko w etiopskiej dolinie Omo, gdzie ludzie jakoś komunikują się między sobą mimo używania kompletnie różnych języków. Na przykład dwóch młodzieńców w dolnej części komunikuje się ze mną przy pomocy niezbyt wybrednego gestu.

Poniżej podpis, żeby nie było, że to nie moje 😉 On też trochę świadczy o języku, w jakim napisana jest książka. Ja bym pewnie napisał coś w rodzaju: „There are many tribes here” 🙂

Cambridge okładka 02

Kategorie
Aktualności

Na resztkach baterii

Toruń 01

Jaki jest sposób na wyjazd rodzinny i zarazem fotograficzny? Zabrać aparat z prawie rozładowaną baterią. To zmusza człowieka do robienia tylko najbardziej koniecznych zdjęć i skutecznie ogranicza czas wykrzywiania się przy statywie (choć muszę przyznać, że pytań „Tata, kiedy skończysz?” już prawie nie ma – widocznie do wszystkiego można się przyzwyczaić).

Na początek ferii wybraliśmy się do Torunia. Miałem w planie zrobienie kilku zdjęć, w tym panoramy miasta zza rzeki. Jako że był to wyjazd rodzinny, należało koniecznie odwiedzić psa Filusia (zdjęcie na górze), znanego z przekrojowych rysunków o Profesorze Filutku (ich autorem był torunianin Zbigniew Lengren).

Podróżując z dziećmi można robić różne fajne rzeczy, na przykład usmażyć głowę córki na patelni:

Toruń 02

… podziwiać pierwsze kroki wspinaczkowe syna:

Toruń 03

… albo namówić go na straszenie gołębi (w końcu trzeba dawać dobry przykład 🙂 ):

Toruń 04

Oprócz planetarium (gdzie dowiedzieliśmy się, że koniec już za kilka miliardów lat) i Młyna Wiedzy (gdzie  w dziale poświęconym słuchowi nagrałem własną wersję Iron Mana Black Sabbath) obowiązkowym punktem programu był krzyżacki zamek, a w zasadzie jego żałosne resztki. Po ataku rozsierdzonych mieszczan w całości zachowało się jedynie gdanisko, czyli wieża-WC:

Toruń 05

Wiedzie do niej taka sympatyczna Kibelstrasse (czyli tunel nad ulicą, widoczny na poprzednim zdjęciu):

Toruń 06

Wieczorem wybraliśmy się na punkt widokowy, reklamowany jako jeden z cudów Polski. Normalnie można tam dojechać samochodem, ale teraz było z atrakcjami. Jedyna droga dojazdowa była rozkopana i trzeba było zaatakować dróżką z boku, przez krzaki. Pani z pobliskiego kempingu mówiła zachęcająco, że można spróbować autem, ale po pierwsze stał znak zakazu (a po chwili pojawiła się straż miejska), a po drugie – sto metrów za kempingiem droga zamieniała się w coś, co można byłoby pokonać najwyżej konno albo na motocyklu enduro. Za to po dotarciu do rzeki załapałem się na przyjemny zachód słońca:

Wygląda na zdjęcie zrobione w nadwiślańskiej dziczy, tymczasem jest to prawie centrum Torunia…

Toruń-07Po zachodzie akurat wystarczyło czasu żeby dotrzeć na punkt widokowy o odpowiedniej porze:

Do Torunia zawsze jeżdżę z przyjemnością i mam z nim same miłe wspomnienia. Ale żeby nie było – konkurencyjna Bydgoszcz też jest fajna. Trzeba pomyśleć o jakiejś wyprawie na resztkach baterii…

Toruń 08

Kategorie
Aktualności

Timbuktu Północy

Chefchaouen 001

Szafszawan (fr. Chefchaouen), choć położony w linii prostej mniej niż 150 km od Europy, przez wieki był synonimem niedostępności. Powstał pod koniec XV w. i szybko zyskał status świętego miasta, zamkniętego dla przybyszów z zagranicy. Swoją siedzibę mieli tu marabuci, czyli święci mężowie, którzy ponoć znani byli z nadprzyrodzonych sił. Miasto rozwinęło się dzięki muzułmańskim przybyszom z Andaluzji, którzy – wyparci stamtąd przez Hiszpanów – znaleźli schronienie m.in. tutaj. Za ich sprawą Szafszawan powoli upodobnił się do osad z południa Półwyspu Iberyjskiego, z efektownymi kaskadami śnieżnobiałych domów, do dziś będącymi wizytówką Andaluzji. Błękit pojawił się znacznie później, głównie za sprawą osadników żydowskich, a ponieważ w tym klimacie jest bardzo praktyczny (odstrasza owady przekonane, że to woda), szybko przyjął się w całym mieście. Dziś Szafszawan jest częściowo biały, częściowo niebieski. Biel zdecydowanie dominuje, kiedy patrzy się z oddali:

Chefchaouen 01

Z dachu meczetu jest podobnie:

Chefchaouen 0002

Dopiero z perspektywy ulic zaczyna się robić bardziej niebiesko:

Chefchaouen 002

Wędrując po Szafszawanie można się bawić w wyszukiwanie andaluzyjskich detali – ozdób z kutego żelaza, masywnych kołatek, czy wejść do domów wyglądających jak miniaturowe bramy:

Chefchaouen 03

Chefchaouen 02

Chefchaouen 04

Nawet w takiej gęstwinie ulic znalazło się miejsce dla oazy zieleni na dziedzińcu kasby (miejskiego zamku):

Chefchaouen 06

O niedostępności Szafszawanu może świadczyć fakt, iż przed 1920 r. dotarło tu zaledwie trzech białych podróżników, z czego jeden przeżył dzięki przebraniu, drugi ledwo uciekł, a trzeci został otruty. Na szczęście dzisiaj miasto jest zdecydowanie łatwiej dostępne. Sprawdzimy to już w listopadzie, podczas trzeciej fotowyprawy do Maroka. Co ciekawe, miesiąc wcześniej odwiedzimy Andaluzję, dzięki czemu będzie okazja porównać Szafszawan ze starymi andaluzyjskimi miastami, jak Ronda, czy Olvera…

Kategorie
Aktualności

Przerwa w zwiedzaniu (oby jak najkrótsza)

01_Damaszek_meczet Sajjidy Zajnab

Jeszcze całkiem niedawno podróż do Syrii była łatwa, tania i przyjemna. Łatwa bo niedaleko – wystarczyło wsiąść w wesoły autobus Katowice–Stambuł (70% przemytników, 30% turystów), żeby po dwóch dobach znaleźć się na przedprożu Orientu. Potem wsiadało się w nocno-dzienny autobus na południowy wschód, który po jakichś 20 godzinach dojeżdżał do Aleppo. Tania bo Syria była tania – jedzenie i podróżowanie za grosze, hotel za 3 dolary to standard, a na dachu za jeszcze mniej („- A deszcz nie spadnie?”, „- Spadnie, w październiku.”). Przyjemna, bo Syryjczycy to bardzo gościnni ludzie: człowiek przez cały dzień chodził opity herbatą i trudno się było opędzić od kolejnych zaproszeń na drinka.

Tak było, ale już nie jest. Wszyscy wiemy co się dzieje w Syrii. Istnieje mechanizm obronny w naszej psychice, który pomniejsza rangę konfliktów zbrojnych albo innych tragedii oglądanych w telewizji. Bo trudno myśleć o tym, że ta kupa ruin, która pozostała z Aleppo albo Hamy to nie tylko wojskowy poligon, ale przede wszystkim czyjś dom. Na przykład takich dziewczynek, sfotografowanych w drodze ze szkoły w Hamie:

02_Hama_dzieci

Hama to dobry przykład. Zawsze niepokorna wobec władz i zawsze pierwsza obrywała kiedy zaczynały się jakieś rozruchy. A to takie fajne miasto. Kiedy w porze modłów głośniki na minaretach rozbrzmiewały głosami imamów, można się tu było poczuć jak w wielkim ulu. Hama słynęła z norii, czyli drewnianych kół do transportowania wody:

03_Hama_noria

Stała tu największa noria na świecie – nie mam pojęcia czy przetrwała do dzisiaj. Równie zabytkowe były tutejsze taksówki, ale pewnie też już ich nie ma:

04_Hama_taksówkiO ile można wierzyć przekazom, trochę lepiej miewa się Damaszek, choć nie dalej jak wczoraj ucierpiał w kolejnym ostrzale rakietowym. Stara część metropolii, w której życie toczyło się tak jak przed wiekami, była jedną z największych atrakcji turystycznych całej Syrii:

05_Damaszek_scenka-na-starym-mieścieA największą była Palmira – starożytne miasto na pustyni, z surrealistycznie wyglądającymi rzędami kolumnad pośrodku niczego. I z Beduinami obozującymi w sąsiedztwie współczesnego miasta:

06_Palmira_beduinkaDzisiaj te wszystkie miejsca są dla nas niedostępne. Chcę wierzyć, że tylko czasowo – nie tylko ze względu na siebie, ale przede wszystkim na samych Syryjczyków, których tysiące utrzymywały się z obsługi ruchu turystycznego. Konflikty były i będą zawsze. Kiedy byłem mały, w Kambodży szalał Pol Pot, a w Nikaragui sandiniści żarli się z contras. Dwie dekady później przebijałem się przez zielony gąszcz na nikaraguańskim wulkanie, a dzisiaj do Kambodży jeździ co drugie biuro podróży. Takiego scenariusza z całego serca życzę też Syrii (mam na myśli biura podróży, bo wulkanów tam nie ma).

Kategorie
Aktualności

Dziadzia ma się dobrze

Old Man of Storr 01

Dzień Dziadka już minął, ale i tak napiszę o pewnym wiekowym dżentelmenie. Old Man of Storr to jedna z pejzażowych ikon Szkocji. Odwiedzając wyspę Skye nie sposób go nie odwiedzić. Charakterystycznie pochyloną sylwetkę skalnego ostańca można zobaczyć w portfolio każdego szanującego się brytyjskiego fotografa krajobrazowego, niekiedy z dołączonym opisem trudów dostania się w to miejsce. Starzec ze Storr cieszy się takim prestiżem, że kiedy kilka lat temu pisałem dla pewnego skandynawskiego wydawnictwa encyklopedię geograficzną świata, otrzymał w niej całostronicowe hasło, na równi z Paryżem, Serengeti, czy Machu Picchu.

Gdy zatrzymałem samochód na parkingu, wciąż miałem w głowie bohaterskie opisy lokalnych pejzażystów, toteż trochę zdziwił mnie widok skał zwieszających się prawie nad drogą. To była jednak iluzja spowodowana krystalicznym powietrzem (na takiej samej zasadzie himalajskie szczyty odległe o 100 km wydają się być w zasięgu kilku godzin marszu). Samo podejście było wygodne, ale upierdliwie długie, a pod koniec pojawiły się wszechobecne w Szkocji błotka. Trudy (bohaterskiego 🙂 ) przedzierania się zrekompensowało światło. Chmura zasłoniła słońce i zadziałała jak wielka „miękka skrzynka” (softboks znaczy się):

Old Man of Storr 02

Pozostało tylko poczekać aż słońce przebije się przez dziurę w chmurze i rzuci kilka morderczych refleksów. Oczywiście mogło tego w ogóle nie zrobić, ale na szczęście zdążyło zanim zamarzłem. Efekt widoczny jest na zdjęciu otwierającym wpis. Miałem szczęście, nie da się ukryć – potem już nie zaświeciło ani razu. W myślach przepraszając się z brytyjskimi fotografami (w deszczu faktycznie może tu być nieciekawie) zszedłem na parking.

Uwaga dla osób, które planują odwiedzić kiedyś Skye, a nie chcą lub z jakichś powodów nie mogą chodzić po górach. Dobrym miejscem do fotografowania Old Man of Storr są okolice jeziorka kawałek na północ od skały:

Old Man of Storr 03

Powyższe zdjęcie zrobiłem innego dnia, stojąc kilka kroków od szosy. Mam zamiar tu jeszcze wrócić (może nawet niedługo) i poczekać na lepsze światło…

Kategorie
Aktualności

Polska, Peru, USA…

USA Peru

… i nie tylko. W 2014 r. ukazało się kilka przewodników, w powstaniu których miałem przyjemność maczać palce. Wiosną Pascal wydał praktyczny przewodnik Peru & Boliwia (napisany przeze mnie w jakichś 95%), a pod koniec roku – praktyczny przewodnik USA (moim dziełem są tereny od Chicago do Nowego Orleanu i trochę w bok). Okładki obu powyżej.

Przy okazji wyszły mutacje tych przewodników w serii „Gold”. Są mniejsze, trochę okrojone z informacji praktycznych, ale za to z dużą ilością zdjęć (tylko kilka moich – na więcej wydawnictwa nie było stać 🙁 ).

Peru Gold

USA Gold

A pod koniec roku ukazała się książka poświęcona ciekawym miejscom naszego kraju, który w urodzie nie ustępuje ani Peru, ani USA:

Poland s Own

Wydał ją PWN na zlecenie prywatnej firmy, dlatego nie zobaczymy jej w publicznym obiegu. Tu też pojawiło się kilka moich zdjęć, a jedno z nich przedstawia kamienną świątynię wykonaną latem przez mojego syna na szczycie Równicy 🙂

Kategorie
Aktualności

Śladami Rosynanta

Consuegra 01

… i oczywiście Rycerza Smętnego Oblicza, który go dosiadał. Zwykle nie odwiedzam miejsc związanych z dziełami literackimi (nawet jeśli te dzieła robią na mnie wrażenie), chyba że mam ku temu powody. Dobrym powodem do wcielenia się w rolę tropiciela śladów Don Kichota są wzgórza z wiatrakami, wyrastające między Madrytem a Andaluzją. Oczywiście nie miałem zamiaru kruszyć o nie kopii, ani nawet statywu – na ogół nie wyzywam na pojedynek zawodników kilkanaście razy większych ode mnie, poza tym wiatraki miały liczebną przewagę 😉

Nie miały jednak nic przeciwko temu, żeby zrobić im kilka zdjęć:

Consuegra 03

Może nawet im się podobało – w końcu kto nie chciałby pozować na tle tak wybarwionego nieba:

Consuegra 02

Kiedy zrobiło się już prawie zupełnie ciemno, przyszła pora na zabawę z długimi czasami ekspozycji:

Consuegra 04

Rzędy wiatraków na wzgórzach to kwintesencja hiszpańskiego krajobrazu. Mocne kształty, dalekie panoramy – sama radość. Coś mi się wydaje, że jeszcze tam wrócę…