Kategorie
Aktualności

Notatki z podróży

Tudela, 03.10.2014, 8.20
image

Arizona? Nie. Utah? Nie – wciąż jesteśmy w Hiszpanii. Rezerwat przyrody Bardenas Reales to kolejna “jedyna” pustynia w Europie. Chyba najpiękniejsza. Bardziej przypomina tereny z westernów niż pejzaże Starego Kontynentu. Zorganizowana jest też po amerykańsku: najpierw jest centro de visitantes, a potem robi się kółeczko samochodem (albo rowerem, wtedy jest więcej dostępnych miejsc). Symbolem parku jest pagór widoczny na zdjęciu. Niedaleko jest świetne miejsce widokowe na największe zgrupowanie ostańców. Kiedy tam dojeżdżałem, pomyślałem sobie, że przydałaby się drabina, żeby lepiej ogarnąć pierwszy plan. Za kolejnym zakrętem zobaczyłem pełno technicznych furgonetek i faceta z wielką lustrzanką na wysokiej drabinie.
– Przepraszam, tu się robi profesjonalne zdjęcia reklamowe – zastąpił mi drogę jeden techniczny – mamy idealne światło, więc czy mógłby pan nie wjeżdżać w kadr?
Idealne światło to będziecie mieli za pół godziny – pomyślałem, po czym wjechałem w kadr i pojechałem dalej.
Pół godziny później próbowałem coś porzeźbić przy zachodzie słońca, a po powrocie do hotelu zobaczyłem jak wygląda samochód po pustynnej akcji. Nie powiem jak, bo ograniczam brzydkie słownictwo. Ciekawe co powiedzą w wypożyczalni…

Avila, 01.10.2014, 20.07
image

“Czekając na światło” – jestem na punkcie widokowym na najlepiej w Hiszpanii zachowane mury obronne. Romańskie, a wyglądają jakby powstały dekadę temu. Widocznie klimat im sprzyja. To zupełnie odwrotnie niż meczety w Bani (Burkina Faso), które wyglądają jakby miały się rozlecieć, a powstały w 1979 r. Wczoraj była Kordoba (super), a dzisiaj Toledo (super tylko z daleka). Na punkcie widokowym na mury są ze mną trzy młode Japonkokoreanki, robiące sobie szalone słitfocie.
Kończę bo zapaliły się mury…

Tarifa, 28.09.2014, 23.25
Jestem na samym południu. Z szosy niedaleko hotelu widać marokańskie wybrzeże w okolicach Tangeru. Jakoś tak się złożyło, że Maroko poznałem znacznie wcześniej niż Andaluzję i mam z nim same miłe wspomnienia. Tym przyjemniej jest na nie patrzeć przez Cieśninę.
A jutro będę się taplał w mokradłach – największych w Europie, więc jest w czym się taplać.

Syreny pod Kocicą
image

Dziś pocztówka z Przylądka Kocicy. U jego stóp z morza wyrasta grupa zdradliwych skałek zwanych Syrenami.

Torrevieja, 22 września 2014, 22.40
– W Torrevieja nie padało od kwietnia zeszłego roku – poinformowała nas właścicielka bungalowów (narodowości polskiej) na południe od Alicante – taki mamy mikroklimat.
– A Ta burza co nadchodzi?
– Eee, nic z tego nie będzie.
Od tej rozmowy minęły dwie godziny. Burza krążyła, krążyła i w końcu jak nie przy…
Znaczy do dwóch moich znajomych dołączył ich trzeci brat, Indianin Burzowa Twarz. Howgh! 😀

Droga do Alicante, 22 września 2014, 15.50
Dziesięć dni temu Włochy, teraz Hiszpania. Niby podobne języki, ale komunikacyjnie czuję się jakbym wjechał z polnej drogi na autostradę. Zdecydowanie bardziej mi leży ten język. Za to pogoda zbliżona. Leje jak w Toskanii. To chyba normalne? Na szczęście barmanka w knajpie mówi “mañana mejor”. Zobaczymy. Jadę do Andaluzji, sprawdzić czy mają tam ładne plenery. W miarę dostępu wifi będę zamieszczał notatki z postępów akcji.

Kategorie
Aktualności

Toskańska huśtawka

Civita

Poniżej krótka relacja z fotowyprawy do Toskanii, w której miałem przyjemność brać udział jako przewodnik. Żeby nie było nudno, zabrałem ze sobą moich przyjaciół, Indianina Zachmurzoną Twarz i Indianina Deszczową Twarz. Obaj spisali się na medal – mieliśmy taką pogodę, jakiej najstarsi Toskańczycy nie pamiętali. Raz lało, innym razem grzmiało, a później wychodziło piękne słońce, oświetlające umyte plenery kryształowym światłem. I o to chodziło 🙂

Zaczęliśmy „rozgrzewkowym” świtem w okolicach hotelu:

001

Akcja wymagała dreptania po polach, skutkiem czego po kilku minutach nasze buty wyglądały jak gliniane bryły. Kiedy wróciliśmy do hotelu na śniadanie, signora była bliska zawału (nie doszła do siebie już do końca naszego pobytu).

Inny plener mieliśmy na polach przy słynnej grupie cyprysów:

002

Tu dla odmiany trzeba było przebiegać przez ruchliwą szosę, ewentualnie wspiąć się polną drogą na wzgórze (znacznie lepsze rozwiązanie):

003

Pod Montepulciano powitały nas atrakcyjne mgiełki, choć nie mniej ciekawa była góra ślimaczych skorupek, z których można było komponować „ponadczasowe kadry”:

004

W samym Montepulciano jedna z Uczestniczek sprawdziła organoleptycznie solidność dzwonu na poniższej wieży:

005

Ujmując precyzyjniej, było to „głowoleptycznie” – później mieliśmy przemiłe spotkanie z aptekarzem (ugościł nas w czasie sjesty, co we Włoszech można uznać za sensację) i „leczniczą” kawę ze słodyczami na balkonie zabytkowej knajpy, z bajecznymi widokami.

W Sienie, następnego dnia, Indianie przejawili nadgorliwość: lało cały dzień i nic a nic się nie przejaśniło:

Siena 01

Dlatego szybko uciekliśmy do katedry, której wnętrze rozwala, powala i ogłupia swoją urodą, czyli – jakby to ujął Anglik – jest całkiem przyzwoite:

Siena 02

Najweselej było w Pitigliano. Autobus wysadził nas na parkingu, po czym – gdy odjechał na parking zewnętrzny (i nie było już można się do niego schować) – spadła na nas ściana wody. Zostaliśmy przemoczeni w ciągu kilkunastu sekund, dzięki czemu hurtowo zaliczyliśmy Ice Bucket Challenge. Za to gdy przestało padać, mokre zaułki wyglądały znacznie ciekawiej niż zwykle:

Pitigliano 01

A gdy wracaliśmy na punkt widokowy, wyszło słońce, oblewając stare miasto czyściutkim światłem:

Pitigliano 02

Tego samego dnia wieczorem zaliczyliśmy jeszcze Orvieto ze słynną katedrą:

Orvieto

A następnego pojechaliśmy do słynnego San Gimignano, żeby zobaczyć „średniowieczny Manhattan”. Oczywiście lało i niebo było do niczego:

San Gimignano 01

Trzeba było przebłagać duchy dobrej pogody za pomocą kawy i panforte:

kawa i panforte

Udało się dość szybko i zaczęło się fotograficzne szaleństwo:

San Gimignano 02

Trwało aż do wieczora, bo w końcu zrobiło się ładnie. I tak już zostało aż do końca. Toskania pokazała nam różne swoje oblicza, nie tylko to słoneczne, do którego wszyscy są przyzwyczajeni. I dobrze, przynajmniej mamy zdjęcia jakie trudno tu zrobić. Mieliśmy szczęście!

Toskania zachód słońca

Kategorie
Aktualności

Pozdrowienia z krainy deszczowców

image

Dawno nie było żadnego wpisu, dlatego informuję, że jestem w Toskanii. Jest tu dość nietypowo: bardziej leje niż świeci. Na szczęście czasami też zaświeci, jak w Civita di Bagnoregio. Bardziej konkretne wpisy jak wrócę, czyli po niedzieli.

Kategorie
Aktualności

Między Orientem a Okcydentem

Mostar 01

Dziś małe wspomnienie z Bałkanów. Mówi się, że najpiękniejszym miastem po wschodniej stronie Adriatyku jest Dubrownik. Zgoda, ale cieplejsze wspomnienia mam z Mostaru (może dlatego, że tyle tu zabytków muzułmańskich, a w przodkach mam Tatara 🙂 ). Mostar, jak nazwa wskazuje, rozwinął się wokół mostu i to most jest jego największą atrakcją. Czy nie mogłoby tak być wszędzie? Na przykład Toruń nazywał by się Piernikar, a Poznań – Koziołkar. I wszyscy by wiedzieli o co chodzi.

Przeprawę zbudowali Turcy, w typowym dla siebie łukowym kształcie. Przetrwała kilkaset lat, jako symboliczny łącznik między światem Wschodu i Zachodu. W 1993 r. dzielni chorwaccy artylerzyści zrobili z niej kupę gruzu. Odbudowę powierzono firmie – a jakże – tureckiej. Kiedy byłem tu pierwszy raz, krótko po wojnie, prace trwały w najlepsze, a z jednej części starówki na drugą trzeba było iść dookoła.

Pamiątek po Turkach jest tu bez liku. Jedna z nich to Turski dom, czyli tradycyjny dom mieszkalny. Tak wygląda podwórko:

Mostar 02

A tak reprezentacyjny salon, wywieszony nad doliną Neretwy:

Mostar 03

Za najcenniejszy meczet w mieście uchodzi Koski Mehmet Dżamila. Kiedy tam byłem ostatnio, można było wejść na minaret (i po drodze dostać kręćka):

Mostar 04

Na górze jest platforma dla imama, z murkiem, ale nie jakimś specjalnie wysokim. Robiąc poniższe zdjęcie trochę się spociłem, zapewne z gorąca…

Mostar 05

Neretwa przepływa przez Mostar skalistym kanionem – bez dobrego mostu przeprawa na drugi brzeg byłaby problematyczna:

Mostar_Stari most 01

Budowla była tak ważna strategicznie, że po obu stronach broniły jej wieże, niczym zamku:

Mostar_Stari most 02

Dziś – odbudowany – most jest przede wszystkim atrakcją turystyczną i świetnym miejscem do obserwowania starego Mostaru o zachodzie słońca:

Stari most 03

Kategorie
Aktualności

Wenecja w galerii

Wenecja galeria

Jeżeli ktoś ma ochotę rzucić okiem na weneckie gondole i kanały to zapraszam do galerii, czyli tutaj. Może motywów “gondolowych” jest trochę w nadmiarze w stosunku do całości, ale naprawdę trudno się było powstrzymać 🙂

Kategorie
Aktualności

Korzyści z fotowypraw

Ochodzita 02

Warto jeździć na fotowyprawy – nie tylko z powodu unikatowych możliwości fotograficznych, ale też dlatego, że można spotkać ciekawych ludzi. Niektórzy nawet w chwili słabości zapraszają do siebie do domu i potem głupio im odmówić. Mnie na ten przykład zaprosił Arek – obiecujący beskidzki fotograf młodego pokolenia 😉 Oczywiście skorzystałem i to w większym gronie. Dzięki temu mogłem podziwiać pełen kwiatów ogród w śródgórskiej dolinie i taras widokowy o wielkości boiska do piłki ręcznej. Było bardzo miło – tak bardzo, że upadł plan nocnego wyjścia na Babią (powiedzmy, że przeszkodziła straaaaszna burza) i fotografowania gwiazd z Równicy (powiedzmy, że przeszkodził księżyc).

Na szczęście w czasie rekonesansu na Równicy trafiłem na niezły zachód słońca:

Równica 01

Problemem był brak pierwszego planu, ale w sukurs przyszedł mi syn, który zbudował kamienną „świątynię”:

Równica 02

Następnego dnia rano wjechaliśmy i weszliśmy na Czantorię, której kopułę szczytową pokrywała kapitalna mgła (na pierwszym zdjęciu budowniczy świątyni):

Czantoria

Czantoria 02

Jeszcze tego samego dnia weszliśmy na Baranią Górę, co było lekką przesadą. O ile starsza córka przeżyła wejście bez większych emocji, o tyle budowniczy pod szczytem chciał mnie zamordować.

Na Baraniej nie było zbyt zdjęciowo, czego nie da się powiedzieć o wschodzie słońca na Ochodzitej w Koniakowie. Pojechaliśmy tam skoro świt. Arek kierował po góralsku, ale na szczęście nic wcześniej nie jadłem. Zaparkowaliśmy przy wielkiej karczmie, gdzie akurat odbywało się góralskie wesele ze wszystkimi tego przejawami (mordobicie na parkingu). Po wejściu na górę mogliśmy obserwować eleganckie mgiełki w dolinach:

Ochodzita 03

Wschód słońca też był niczego sobie:

Ochodzita 01

Po kilku dniach trzeba było wracać do rzeczywistości. Ale już umówiliśmy się z Arkiem na kolejną próbę nocnego złojenia Babiej. W końcu chyba kiedyś się uda…

Kategorie
Aktualności

Wieże nad wodą

Chicago 001

Dla rozpieszczonego różnorodną architekturą Europejczyka amerykańskie miasta nie wyglądają zbyt pociągająco: wszystko monotonne, na jedno kopyto. Oczywiście są wyjątki i to sporo. Jednym z nich jest Chicago, z olśniewającym zestawem wieżowców odbijających się w wodach jeziora Michigan. Spacerując po mieście można zrobić sobie przegląd architektury Nowego Świata, od oryginalnych interpretacji europejskich stylów (z przedrostkiem „neo-”) po autorskie ultranowoczesne konstrukcje wyglądające jakby wykonano je z samego szkła.

Najlepszy widok na downtown jest znad wody. Może to być brzeg jeziora, gdzie rankiem mieszkańcy masowo biegają i jeżdżą rowerami:

Chicago 01

Może to być kałuża:

Chicago 02

Do centrum prowadzi słynna ulica Magnificent Mile, znana z neogotyckiej Wieży Ciśnień i sklepów z cenami „jak na Batorym”:

Chicago 03

Serce miasta to tzw. Loop, czyli pętla utworzona przez nadziemne wiadukty kolejki miejskiej CTA, istniejącej już od 1892 r.:

Chicago 04

Estakady stoją nad samymi ulicami, a ich nitowane szkielety wyglądają jak Wieża Eiffla w poziomie:

Chicago 05

W okolicach Loop przez centrum przepływa rzeka Chicago – kolejne miejsce do podziwiania wieżowców:

Chicago 06

Klejnotem w koronie chicagowskiej architektury jest Willis Tower, który jeszcze pół roku temu był najwyższym budynkiem w USA (a kiedy go zbudowano, w 1973 r., najwyższym na świecie). Podobno jest w nim tyle kabli telefonicznych, że można byłoby nimi dwa razy opleść Ziemię:

Chicago 07

Najlepsze zdjęcia miasta można zrobić z oddali. Jest kilka punktów widokowych nad jeziorem, a downtown najbardziej efektownie prezentuje się po zmroku, kiedy ciepłe barwy miejskich świateł harmonizują z zimnym niebem:

Chicago 08

Kategorie
Aktualności

Galeria z Dolomitów

Dolomity

W sekcji “Galeria” umieściłem zdjęcia z Dolomitów – w znakomitej większości wykonane w czasie naszej czerwcowej fotowyprawy.

Jeśli ktoś będzie miał ochotę na fotografowanie w tych samych miejscach, może się z nami wybrać na wyprawę “Dolomity & Wenecja Mark II” 🙂  Prawdopodobnie odbędzie się w czerwcu 2015 (insz Allach).

Galeria z Dolomitów jest tutaj.

Kategorie
Aktualności

Dzień najgorszego światła

Canyonlands 01

Wizyta w Parku Narodowym Canyonlands w Utah nie przebiegała zbyt obiecująco. Poprzednie dni (i parki narodowe) to słońce, zgrabne chmurki, ogólnie miodzio. A tu, niebo zasnute szarym niczym i fotograficzna beznadzieja. Nawet słynny Mesa Arch wyglądał tak jakoś zwyczajnie (choć to akurat żadna niespodzianka, bo byłem przy nim w środku dnia):

Canyonlands 02

Tak sobie jeździłem i chodziłem po parku, odhaczając kolejne atrakcje, a pod wieczór dojechałem na z góry upatrzone miejsce widokowe. Jest to dość wąska grań o wystawie zachodniej i wschodniej – na tyle wąska, że w ciągu minuty można przejść z jednej krawędzi do drugiej. No to zaglądam na wschodnią – czarna rozpacz. Zaglądam na zachodnią – czarna… no nie taka czarna, bo na horyzoncie jakby coś jaśniejszego. Siadam i czekam: „coś” rośnie, szkoda że tak wolno. Ale już widzę, że słońce wylezie zza chmur w najlepszym możliwym czasie. A ta szara nijakość stanie się podświetlonymi od dołu chmurami, na widok których fotografowie krajobrazu wywijają hołubce. Chociaż różnie może być… nie raz nagła zmiana pogody doprowadzała mnie do wycia.

Ale nie tym razem – żółta kula wyskoczyła spod chmur, a światło rozwaliło mi wątrobę:

Canyonlands 03

Po kilku minutach amoku biegnę na wschodnią grań, zobaczyć co tam słychać. Słońce zachodzi…

Canyonlands 04

… i zaczyna się chmurzasty spektakl:

Canyonlands 05

To nie wszystkie zdjęcia jakie wtedy zrobiłem – coś musi zostać do galerii, jeśli ją wreszcie przygotuję…

Kategorie
Aktualności

Wokół kamienia

Kołobrzeg 01

Zgodnie z regułą, w myśl której w wakacje jeździ się nad morze, wyskoczyliśmy na kilka dni do Kołobrzegu. Pogoda była mało plażowa, za to niebo zdjęciowe. Już pierwszego wieczoru wałęsające się po niebie chmurki wróżyły niezły zachód słońca. Trzeba było tylko znaleźć jakiś pierwszy plan. Ponieważ w budowie zamków z piasku nie jestem zbyt mocny, wybrałem wielki kamień wystający z plaży prawie na linii wody. Niestety, kiedy wróciłem tu ze statywem, przy „mojej” miejscówce usadowiła się jakaś parka i zaczęła się na niej uwieczniać: pani na kamieniu, pan na kamieniu, pani z panem na kamieniu… A światło coraz lepsze. Na szczęście w końcu im się znudziło i mogłem już bez przeszkód zająć z góry upatrzoną pozycję. W efekcie powstało kilka „foci” widocznych powyżej i poniżej.

Kołobrzeg 02

Kołobrzeg 03

A kiedy nadszedł czas powrotu do domu, zrobiło się upalnie…

Kategorie
Aktualności

Fotowyprawa Dolomity i Wenecja – czerwiec 2014

01

Przepiękne góry i najsłynniejszy krajobraz miejski na świecie – chyba niewiele więcej do szczęścia potrzeba fotografowi. Fotowyprawa w Dolomity i do Wenecji była siódmą, którą prowadziłem i była tak samo wspaniała jak sześć pierwszych. Zrobiliśmy zdjęcia, których łączną ilość można chyba liczyć w terabajtach, i – co najważniejsze – wróciliśmy w całości do domów (dotyczy to zarówno ludzi, jak i sprzętu – o ile wiem, nic nikomu specjalnie nie padło). Pogodę mieliśmy w kratkę, czyli dokładnie taką jak trzeba. W zasadzie bez deszczu, za to z ciekawymi chmurami na niebie, czasami dramatycznie podświetlonymi przez wschodzące albo zachodzące słońce. Byliśmy niby tylko tydzień, ale na takim wyjeździe, kiedy jesteśmy aktywni od przed wschodem do po zachodzie słońca, każdy dzień trzeba liczyć jak półtora dnia na „normalnym” wyjeździe.

Zaczęliśmy w Mikulowie, który tradycyjnie staje się naszym przystankiem w drodze na południe. Widok z wapiennej górki na miasto był bardzo przyjemny:

02

Następnego dnia dojechaliśmy do naszej miejscowości docelowej w Dolomitach i rano poszliśmy fotografować góry o świcie. W komponowaniu kadru pomagały podeszczowe kałuże:

03

Potem wjechaliśmy wyciągiem krzesełkowym do pięknego gniazda górskiego Cinque Torri (Pięć Wież). Aż trudno uwierzyć, że w czasie I wojny światowej Włosi toczyli w tym terenie ciężkie walki z Austriakami (animozje przetrwały do dzisiaj):

04

Dolomity to nie tylko góry, ale też ich mieszkańcy:

05

Wracając do naszej bazy zauważyliśmy piękną górę Antelao na tle pocztówkowego nieba. Jako że Uczestnicy naszych fotowypraw to prawdziwi artyści, większość postanowiła znaleźć bardziej ambitny kadr, np. góra przez kwiatki…

06

Ostatniego poranka wjechaliśmy na wysoką przełęcz, z której rozciągają się widoki w każdym kierunku:

07

Sesja miała trwać cztery godziny, ale skończyło się na niecałych dwóch, podczas których większość z nas zamarzła na kość. Odtajaliśmy dopiero w schronisku poniżej przełęczy.

Krótki przejazd na południe i znaleźliśmy się w innym świecie:

08

Nasz pierwszy kontakt z Wenecją mięliśmy skoro świt, kiedy wszyscy jeszcze spali, a światło wschodzącego słońca wyprawiało cuda. To były magiczne chwile:

09

Później zrobiło się bardziej standardowo, ale nadal pięknie. Fotografowaliśmy m.in. Canal Grande, czyli główną „ulicę” miasta…

10

… a także małe kanaliki, w których tłoczyły się gondole wypełnione turystami. Można wykupić sobie rejs konwencjonalny albo – o zgrozo – ze śpiewem gondoliera. Słyszałem już kilka takich popisów wokalnych i – z całym szacunkiem – chyba zrobiłbym to lepiej 😉

11

W środku dnia popłynęliśmy na wysepkę Burano, słynną z koronek i kolorowych domków, które można fotografować w nieskończoność:

12

W całości lub w detalicznie:

13

Ostatniego dnia zajrzeliśmy na targ rybny w okolicach mostu Rialto. Piotr, nasz capo di tutti capi wkręcił się w fotografowanie krewetek:

14

Obok ryb handluje się warzywami i owocami:

15

Trudno było w tym upale odmówić sobie soczystych południowych przysmaków (w tym przypadku winogron), tym bardziej, że można je było na miejscu umyć w zabytkowej fontannie:

16

Wracając z Dolomitów i Wenecji mieliśmy kolorowo w głowach od piękna tutejszych krajobrazów – zarówno tych stworzonych przez naturę, jak i będących dziełem człowieka. Na pewno jeszcze tu wrócimy i to pewnie dość szybko. Takich miejsc nie da się nie fotografować, tym bardziej, że to dość blisko domu…

Kategorie
Aktualności

Tramwajem przez lagunę

Wenecja_vaporetto o świcie

Już się przyzwyczaiłem, że jak na fotowyprawach nastawiam w telefonie budzik to pokazuje mi się coś w rodzaju „ten alarm włączy się za dwie godziny i czterdzieści pięć minut” (a czasami i wcześniej). Dotyczy to szczególnie wyjazdów w porach roku kiedy są długie dni i odstęp między zachodem słońca (sesja fotograficzna) a wschodem słońca (sesja fotograficzna) jest żałośnie krótki.

Wenecja jest jednak warta każdego poświęcenia. Żeby zdążyć na pierwszy tego dnia vaporetto (tramwaj wodny kursujący po wodach Laguny Weneckiej) musieliśmy wstać grubo przed 4.00 i dojechać autobusem na przystań promową. O dziwo, nie byliśmy jedyni – razem z nami płynęli miejscowi do pracy i tramwaj był dość pełen. Zupełnie inaczej wyglądała za to sytuacja w samej Wenecji. To niezwykłe w środku sezonu doświadczenie – znaleźć się na San Marco zupełnie samemu. Dobrze że godziny aktywności turystów i fotografów nie są kompatybilne (przynajmniej o wschodzie słońca). Dzięki temu mieliśmy weneckie skarby tylko dla siebie.

Na zdjęciach vaporetto prujący przez wody Laguny i pierwsza sesja na puściutkim nabrzeżu. Relacja z fotowyprawy w Dolomity i do Wenecji w dającej się przewidzieć przyszłości 😉

Wenecja_fotografowie na nabrzeżu