Tak się składa, że na każdej fotowyprawie docieramy do któregoś z „końców świata”. W Maroku był to Erg Chebbi, w Etiopii obóz w górach Semien, a w Gruzji – wioska Uszguli. Leży wysoko u stóp Wielkiego Kaukazu, w krainie zwanej Swanetią. Jeszcze do niedawna była niedostępna dla obcokrajowców: region stanowił schronienie dla wszelkiej maści typków spod ciemnej gwiazdy. Na szczęście gruzińskie oddziały antyterrorystyczne wykonały dobrą robotę i zlikwidowały problem. Jednak i dziś dotarcie do Uszguli wymaga samozaparcia. Najpierw trzeba dojechać górską szosą do Mestii, stolicy Swanetii (można też dolecieć, ale loty często są zawieszane). Potem następuje przesiadka na terenówkę albo rower górski. Najtwardsi wyruszają na własnych nogach. Dojazd jest trudny dla każdego, ale dla kierowców wiozących fotografów szczególnie. Nasi wykazywali się anielską cierpliwością, kiedy co rusz wykrzykiwaliśmy: „stop!”, „stop!” i prawie w biegu wyskakiwaliśmy żeby zrobić zdjęcie szczytu chowającego się za chmurę albo rogatej kozy zaglądającej zza kamieni.
Samo Uszguli, choć pojawia się tu coraz więcej turystów, nadal jest fascynującą górską miejscowością bez retuszu. Największe emocje budzi labirynt uliczek między kamiennymi domami. Nie są utwardzone, a częste deszcze sprawiają, że zazwyczaj mają formę poślizgowego błotka. Chodzą po nich również zwierzęta domowe, które pozostawiają po sobie jeszcze bardziej poślizgowe pamiątki…
Uszguli to fantastyczne miejsce do fotografowania krajobrazów. Do tego stopnia, że nie mogliśmy się zdecydować na konkretną lokalizację porannej sesji i rozdzieliliśmy się na dwie grupy. Ja wybrałem punkt widokowy na wzgórzu z „czarną wieżą” (jest ciemniejsza od innych, a przynajmniej na taką wygląda na tle nieba). Widać stąd „klasyczną” panoramę najwyższego przysiółka Uszguli, Żibiani, ze spływającą z gór rzeką Enguri i wielką ścianą Szchary (5068 m n.p.m.) w zamknięciu doliny. Sama Szchara to najwyższy szczyt Gruzji i jeden z kilku kaukaskich pięciotysięczników. Choć pierwszego wejścia dokonano dawno temu (1888), zdobycie szczytu do dziś stanowi duże wyzwanie.
Odwracając się o 90 stopni w lewo ma się przed oczami rzeczoną wieżę z dwoma kolejnymi przysiółkami u jej stóp. Jeśli dodatkowo nad głową pędzą chmury (naszły błyskawicznie, w kilka minut po sfotografowaniu Szchary), można pokusić się o ich rozmycie długim czasem naświetlania. Użyłem do tego celu wężyka spustowego i jest to ostatnie zdjęcie wykonane przy jego pomocy – zdechł jeszcze tego samego dnia. To jedna z moich dwóch strat na tym wyjeździe, oprócz osłony na obiektyw, którą jedna z Uczestniczek była łaskawa zwalić z przepaści do rzeki 😀
12 odpowiedzi na “Na końcu świata”
Ja w sprawie osłony na obiektyw – ona zwyczajnie zachwycona gruzińską przyrodą, wybrała wolność. Zrobiła to pod wpływem podmuchu wiatru, więc nie miałam szans na przekonanie jej o pozostanie z nami :))
Ale teraz taka samotna, biedna, opuszczona osłonka słoneczna na obiektyw, stargana życiem, dryfuje gdzieś bezwiednie po rzece Inguri, albo co gorsza, leży gdzieś na dnie zbiornika przy tamie na owej rzece i myśli sobie: tak było fajnie na obiektywie Sławka. Nie jest Ci jej żal, Elu?? Nadal cieszysz się jej wolnością?? 😀
🙂
Od razu było mi jej żal, ale sama wybrała. Ja zwyczajnie szanuje cudze wybory i tyle. Wolność to wolność, czasami miewa cierpki smak:))
Phi… koniec świata Erg Chebi na Sacharze ma się nijak do końca świata w Uszguli 🙂 A no i jestem pełen podziwu dla Andrzeja, który taszczył bagaż do samochodu po tej, że tak ją nazwę nieutwardzonej drodze 😀
Twardym trzeba być a nie miętkim 😉
Oj, byłem świadkiem tego rzekomego zrzucenia. To nie wyglądało jak zemsta za podżeranie papryczek 😉 A jaka szczera rozpacz temu towarzyszyła: „Sławek mnie udusi”. :'(
Moje straty były poważniejsze. Zaginiona w którymś hotelu lampa błyskowa i statyw, z którego nie zrobiłem ani jednego zdjęcia, a po powrocie wylądował u lekarza 😉
A Uszguli faktycznie bardzo osobliwe. Zwłaszcza wędrówka z pełnym bagażem do samochodu. I nie poszedłem na łatwiznę czekając aż samochód podjedzie. Jak ekstremalne warunki, to ekstremalne warunki 🙂
No faktycznie. Ale doszedłeś w jednym kawałku: Ty i bagaż 😉
To statyw jednak się rozwalił? Benro po raz drugi?
Zawsze lepiej osłona na obiektyw niż sam obiektyw ;PP
Bardzo ciekawe miejsce.
Tak tak, Ciebie też tam zabiorę. Chyba że wcześniej mnie zrzucisz z jakiejś Góry Pieprzowej 😉
a będzie okazja w Sandomierzu – z góry trochę do Wisły będzie 😀