Kategorie
Aktualności

To nie Himalaje…

Eggum 01

… to Lofoty. Fotograficzny rekonesans był bardzo udany. Dotarliśmy do wszystkich  miejsc, do których dało się dojechać samochodem (oraz do takich, do których się nie dało). Oprócz miejscówek powszechnie znanych odkryliśmy takie, o których nikt wcześniej nie wspominał. Każda była inna, ale miały jeden wspólny mianownik – olśniewające widoki. Pogoda była dynamiczna jak chyba zawsze w tych stronach, dzięki czemu nigdy nie widzieliśmy żadnego miejsca w takim samym świetle. O tej porze roku za kołem podbiegunowym wciąż jeszcze jest zima, a góry wyglądają jakby były dziesięciokrotnie wyższe.

Powyższe zdjęcie zrobiłem… na plaży. Dokładniej, na plaży Eggum, znanej wśród „zorzowców” (nic nie ogranicza widoku na północ). Po jednej stronie miałem morze, a po drugiej „Himalaje”.

Następne zdjęcia z Lofotów na dniach.

Kategorie
Aktualności

Gwiazdy za bramą

Gwiazdy nad Erg Chebbi 01

Efektowne zdjęcia gwiezdnych smug są coraz modniejsze. Nic dziwnego: fajny kadr, z dobrze dobranym pierwszym planem, może wzbogacić każdą galerię. Nie wszędzie da się go jednak zrobić – szczególnie w Europie, gdzie zanieczyszczenie świetlne należy do najwyższych na świecie i sztuczne światło zasłoni to, co chcemy sfotografować (albo zafarbuje niebo na jakiś brudnopomarańczowy kolor, choć gołym okiem nie będzie tego widać). Trzeba znaleźć odludne pole, brzeg akwenu (uwaga na mgły) albo wdrapać się na górę. Jeśli ktoś nie mieszka w dziczy albo w pobliżu takowej, musi się sporo wysilić. Tym bardziej, że przynajmniej w jedną stronę będzie się szło/jechało po ciemku.

Co innego w Maroku. Kulminacyjnym punktem naszej ubiegłorocznej fotowyprawy był Erg Chebbi – saharyjska piaskownica z kilkusetmetrowymi wydmami. Przed zagłębieniem się w piachy mieliśmy regeneracyjny nocleg w hotelu. Hotel wychodził bezpośrednio na wydmy, a na piętrze znajdował się taras z ozdobną „bramą”. Głupio byłoby nie wykorzystać takiej okazji, tym bardziej że mój pokój znajdował się na tarasie, dwa metry stąd…

Na fotowyprawach zawsze wstajemy o barbarzyńskich godzinach, ale tym razem ustawiłem budzik na jeszcze wcześniejszą – jakoś tak dwie godziny przed świtem. Dzięki temu mogłem sfotografować „ruch” gwiazd na zupełnie ciemnym niebie i pierwszą jutrzenkę, która dodała kadrowi dynamiki. Wyszedłem z pokoju z aparatem na statywie, umieściłem go w upatrzonym miejscu, nacisnąłem co trzeba i… poszedłem spać. Tak można fotografować 🙂

Kiedy po obudzeniu się wyszedłem z pokoju (trochę po wschodzie słońca), aparat nadal flegmatycznie pstrykał według zadanego programu. Pamiętam, że poczułem lekkie wyrzuty sumienia: ja sobie spałem, a mój przyjaciel musiał w samotności tyrać…

Wszystko wyszło jak trzeba: nikt nie ukradł sprzętu, a gwiazdy ładnie się naświetliły. Mniej więcej po godzinie fotografowania bramę od dołu oświetliła jakaś słaba żarówka, nadając jej trójwymiarowy wygląd. Nad lewym łukiem wprawne oko dojrzy też linię spadającej gwiazdy. Na szczęście w kadr nie wdarły się żadne światła samochodu (między hotelem a wydmami jest droga).

Puryści mogą narzekać, że wyciąłem gwiazdę polarną i na zdjęciu nie ma „całego kółka”. Kółek mam już pod dostatkiem, a tu chodziło mi o bramę i przesunięcie kadru na wschód, w stronę pierwszego brzasku. Gwiezdny wir w całości załapał się na następne nocne zdjęcie, zrobione już między wydmami:

Gwiazdy nad Erg Chebbi 02

Kategorie
Aktualności

Mokradła z widokiem

RM 11

Bagna, moczary i rozlewiska zazwyczaj kojarzą się z niedostępnym terenem, na który wstęp mają wyłącznie łosie. Na szczęście są wyjątki, a jednym z nich jest szkockie Rannoch Moor. Dostać się w to przepiękne królestwo wody i wrzosowisk jest banalnie łatwo – przez sam środek przebiega droga A82, ta sama, która chwilę później zagłębia się w słynny kanion Glen Coe. Zostawia się samochód na parkingu (są mniej więcej co pół mili) i od razu można zacząć brodzić. Wysokie buty, niewrażliwe na wodę, są niezbędne. Nagrodę za tę przyjemność stanowią widoki na odbijające się w wodzie Munros (tak Szkoci mówią na góry o wysokości ponad 3000 stóp).

Rannoch Moor można też oglądać z okien pociągu. Trudno sobie wyobrazić jak wyglądała budowa linii kolejowej w takim terenie. Zanim w ogóle zaczęto kłaść tory, konieczne było ułożenie wału z setek ton nawiezionej ziemi wymieszanej z gruzem i drewnem.

Miejsce jest oczywiście popularne wśród fotografów…

RM 12

… którzy mają do dyspozycji niezliczone jeziorka i wrzosowe cyple:

RM 13

O każdej porze roku Rannoch Moor jest ładne, ale najlepiej pojawić się tu późną jesienią – przynajmniej z trzech powodów:

  • jest duża szansa, że szczyty gór będą już w śniegu (a wtedy zawsze lepiej wyglądają);
  • w niższych temperaturach powietrze jest bardziej przejrzyste niż latem;
  • nie ma muszek midges, które w cieplejszych miesiącach zżerają człowieka żywcem.

W Rannoch Moor byłem w listopadzie (dwa razy) i w czerwcu. Wersja listopadowa bardziej mi odpowiada, dlatego właśnie wtedy poprowadziłem tu fotowyprawę (z niej wszystkie zdjęcia w tym wpisie) i dlatego za osiem miesięcy poprowadzę następną.

RM 14

RM 15

RM 16

RM 17

Jeśli ktoś chce zrobić podobne zdjęcia, powinien się spieszyć. Według obliczeń naukowców teren podnosi się o 2–3 mm rocznie i za kilkadziesiąt tysięcy lat będzie wyglądał już zupełnie inaczej…

 

Kategorie
Aktualności

Zamki w śmietanie

Olsztyn 01

Jura Krakowsko-Częstochowska kręciła mnie odkąd sięgam pamięcią. Pamiętam jak w wieku lat nastu dorwałem skądś na krótko przewodnik i całymi wieczorami go… przepisywałem, żeby zachować dla siebie bezcenną wiedzę (kupić nie mogłem, bo nie było gdzie). Kraina „posępnych zamczysk” na białych skałach wydawała mi się bardziej egzotyczna niż dzisiaj medyna w Marrakeszu (chociaż to może żaden wyznacznik, bo arabskie suki dotąd są dla mnie bardziej swojskie niż np. duże centra handlowe w Poznaniu).

Potem wyrwałem się tam z kolegą. Pół nocy błąkaliśmy się pod Ogrodzieńcem nie mogąc znaleźć zamku, a potem zapadliśmy w sen na ławkach dworca PKP w Zawierciu. Byłem tak zmęczony, że otworzyłem oczy tylko dwa razy: kiedy z odległości 20 cm przyglądał mi się policyjny wilczur i kiedy nad ranem sprzątaczki przesuwały ławki razem z nami…

Tak było „za moich czasów”. Za moich współczesnych czasów, czyli kilka tygodni temu, odwiedziłem Jurę po raz enty. Liczyłem na zdjęcia zamków w surowym zimowym krajobrazie i na dramatyczno-krystaliczne światło. Surowy krajobraz był, światło – nie. Przez kilka dni widoczność przekraczającą 200 metrów mieliśmy tylko raz, w zamku Olsztyn (zdjęcie powyżej i dwa poniżej).

Olsztyn 03

Olsztyn 02

W częstochowskiej części Jury najlepszą bazą są Podlesice. Jest tam bardzo dobry hotel i dużo dobrych pensjonatów, częściowo funkcjonujących jako przystanie dla wspinaczy łojących okoliczne skałki. Wieś leży u stóp Góry Zborów – po pół godzinie rozgrzewającego spaceru można znaleźć się na szczycie i sfotografować wschód słońca. Albo mgłę, z której wynurzają się głowy potworów i skalne rogi:

Góra Zborów

Góra Zborów 02

W rowerowej odległości od Podlesic wyrasta długa skalna grzęda, a na obu jej końcach stoją dwa zameczki, Mirów i Bobolice. Ten pierwszy najbardziej wyniośle prezentuje się od strony wioski u podnóża:

Mirów

Jeżeli ktoś chce go sfotografować w takiej postaci, powinien się spieszyć, bo już rozpoczęły się prace renowacyjne. Spacer po grzędzie to sama przyjemność. Po pół godzinie dociera się do zamku Bobolice. Kiedyś był ruiną, z której można było wyjątkowo łatwo zlecieć w przepaść. Niedawno został odbudowany i trzeba przyznać, że wyszło mu to na dobre:

Bobolice

Nieco dalej od Podlesic (pół godziny samochodem) jest słynny Ogrodzieniec, uważany za najpiękniejsze ruiny zamku w Europie. Dla fotografujących ma ten plus, że dużo dobrych zdjęć można zrobić zza murów, o dowolnej porze. Najlepszy jest punkt widokowy na tyłach… chyba że jest taka mgła, że w ogóle nie widać stamtąd zamku. Na szczęście można też podejść bliżej:

Ogrodzieniec

Jak widać, mgła na Jurze nie musi oznaczać końca fotografowania. O ile w Tatrach przy takiej pogodzie zbytnio bym nie zaszalał (chyba że w Jaskini Mroźnej), o tyle jurajskie zamki prezentowały się w niej nastrojowo i tajemniczo, czyli tak jak powinny.

Kategorie
Aktualności

Niebieskie miasto

21

W Andaluzji zabytkowe miasteczka są białe – pewnie dlatego Hiszpanie zafundowali sobie jedną wioskę Smerfów. Marokańczycy nie muszą się uciekać do takich wybiegów, bo mają Chefchaouen (Szafszawan). Pierwotnie on też był biały (notabene założyli go uchodźcy z Andaluzji), a błękit pojawił się… dzięki Hitlerowi. W latach 30. uciekający przed obłędem III Rzeszy Żydzi trafiali m.in. tutaj. W Chefchaouen przypomnieli sobie o dawnej tradycji malowania domów na niebiesko, a było ich tak wielu, że wkrótce całe miasto zmieniło barwę. Niebieski jest świętym kolorem judaizmu, ma też tę zaletę, iż odstrasza owady (w tym przeklęte moskity).

22

W Chefchaouen ostatnio byłem kilka lat temu. Pamiętam, że miejscowi byli bardzo niechętnie nastawieni do wszystkiego co przypomina aparat (zdarzały się rzuty kamieniami do zwisającego z szyi celu). Kiedy w listopadzie jechaliśmy tu z fotowyprawą, kilka razy przestrzegałem przed tą fobią. A tu… kicha. Ludzie jakby bardziej życzliwi, uśmiechnięci. Panta rhei 🙂

Oczywiście nie wszyscy wyprężali się przed obiektywami, a jeden nawet zaczął kontratakować (ku obopólnej zabawie):

23

Samo miasto zachowało swój dawny urok, zresztą miejscowym nie można odmówić zmysłu estetycznego:

24

Największa przyjemność w Chefchaouen to wałęsanie się po medynie i wyszukiwanie ciekawych kadrów:

25

26

27

Dobrze komponują się na nich sierściuchy…

28

… szczególnie chętnie odwiedzające stragany rybne na targowiskach:

29

Same targowiska to świetne miejsca do poćwiczenia fotografii ulicznej – zawsze coś się na nich dzieje:

30

Medyna Chefchaouen to, podobnie jak inne marokańskie starówki, prawdziwy labirynt. Czasem nawet miejscowi gubią drogę:

31

Życie kwitnie do późnego wieczora:

32

A wieczorem co bardziej romantycznie usposobieni idą na słynny punkt widokowy, z którego Chefchaouen widoczny jest jak na dłoni:

33

Kategorie
Aktualności

Laos w galerii

dziewczynka

Zapraszam do obejrzenia kilkunastu zdjęć z letniego wypadu do Laosu. Jego owocem jest kilka przewodników Pascala (na przykład ten) oraz projekt fotowyprawy, którą planujemy na listopad bieżącego roku. Miłego oglądania 🙂

Kategorie
Aktualności

Dęby i kadzie

Rogalin 01

Za nami pełen wrażeń weekend w Rogalinie i okolicach. Fotograficzny plener o tej porze roku nie daje gwarancji śniegu i mrozu (nie było ani jednego ani drugiego), ale można być pewnym, że na wspaniałych rogalińskich dębach nie będzie ani jednego liścia. A brak liści doskonale uwypukla fotogeniczną strukturę drzew.

Aby dać sobie najwięcej szans na dobre światło, odwiedziliśmy łęgi cztery razy. Ktoś, kto nie fotografuje, uznałby to za przesadę – po co przed świtem i w zapadającym zmroku tyle razy tarabanić się po łąkach? My wiedzieliśmy po co.

Światło przez długi czas było dość ponure, co w sumie nieźle pasowało do atmosfery tego miejsca:

Rogalin 02

Zdarzały się też przebłyski, jak na przykład ten o zachodzie słońca:

Rogalin 03

Zgodnie z tradycją naszych warsztatów, najlepsze światło pojawiło się za czwartym razem (widocznie musieliśmy na nie zasłużyć). Tuż po świcie słońce wyszło zza chmur, a drzewa przybrały złotą barwę:

Rogalin 04

Już wcześniej widziałem co się święci, dlatego zająłem stanowisko przy moim ulubionym pochyłym dębie:

Rogalin 05

Na tle dramatycznych chmur wygląda jak scenografia do któregoś filmu Hitchcocka albo westernu Powieście go wysoko:

Rogalin 06

Po dotlenieniu się na łąkach przyszła pora na uzupełnienie witamin. W tym celu odwiedziliśmy szacowną instytucję Lech Browary Wielkopolski. Tu dowiedzieliśmy się jaka jest różnica między piwem butelkowym a puszkowym (żadna) i dlaczego każda szanująca się marka ma własną szklankę. Odwiedziliśmy też warzelnię, gdzie można fotografować zabytkowe kadzie…

Lech 01

… oraz różne pokrętła, kraniki i inne dzyndzle:

Lech 02

Na koniec przyszła pora na ww. witaminy – w ramach biletu można oddać się degustacji Lecha Premium albo Pils (ten drugi mocniejszy i oferowany tylko w Wielkopolsce).

Ostatnim punktem programu był zamek w Kórniku. Nie jest łatwo dostać się ze statywami do środka, ale nam się udało (zupełnie legalnie, przez drzwi). Miałem tu stare porachunki ze schodami w kształcie pierwszej litery mojego imienia:

Kórnik zamek

Druga edycja warsztatów fotograficznych w Rogalinie za nami. Myślę, że jeszcze niejedna przed nami…

Kategorie
Aktualności

Rozgrzewka przed Rogalinem

Widok z pałacu

W ramach rozruszania migawek przed warsztatami w Rogalinie miniony weekend spędziłem z moim przyjacielem w Nadwarciańskim Parku Krajobrazowym, a w zasadzie na jego obrzeżach. Za bazę obraliśmy sobie pałac w Ciążeniu, funkcjonujący jako Dom Pracy Twórczej UAM. Zamierzaliśmy oddać się twórczości fotograficznej, więc lepiej nie mogliśmy trafić. Pałac miałem namierzony już od dawna: stoi w parku na krawędzi doliny Warty, z fajnym widokiem na to co w dole (jak widać na górze).

Zaczęliśmy od falstartu. Na mojej wypasionej mapie w czterech najbliższych wioskach zaznaczone były cztery stare wiatraki – w sam raz do pomalowania lampami błyskowymi. Niestety, w realu nie było już tak różowo: dwa się zawaliły, jeden kupił „jakiś gość z Poznania”, a z jednym nie wiadomo co się stało. W takiej sytuacji wróciliśmy do pałacu i sfotografowaliśmy nocną wersję jego „łąkowej” elewacji (najładniejszej):

Pałac Ciążeń

Pałac w Ciążeniu to świetne miejsce dla leniwych. Szybko okazało się, że najlepszym miejscem widokowym jest… nasz pokój (i każdy inny ulokowany na ostatnim piętrze od strony Warty). Już samo okno warte jest uwiecznienia:

okno

Dzięki temu sfotografowanie łąk o wschodzie słońca było banalne. Wystarczyło zwlec się z wyra, ominąć walające się po podłodze puszki po piwie (skąd one się tam wzięły?), rozstawić statyw, otworzyć okno, ciachnąć…

wschód słońca

… a potem wykonać powyższe czynności e converso.

Tak się miło złożyło, że trafiliśmy na ładną zimę. Co prawda widokowa górka w pałacowym parku (ponoć usypana przez jeńców tatarskich) dawno już obrosła drzewami, ale ścieżka od strony rzeki była całkiem malownicza:

park

Fajnie Warta wyglądała też w Lądzie, kawałek na wschód od Ciążenia:

Warta

Ląd jednak znany jest z czegoś innego. Stoi tu opactwo cystersów (dziś salezjanów) – jeden z największych barokowych klasztorów w tej części Europy. Istnieje już prawie 900 lat, a barokowa przebudowa to dzieło samego Pompeo Ferrariego, co można poznać po wielkiej kopule nad kościołem. Klasztor najlepiej fotografować od strony łąk, chociaż trzeba trochę się nachodzić żeby znaleźć dobre miejsce:

Ląd

Powyższa miejscówka jest drugą z najlepszych – jak znalazłem pierwszą to już zgasło światło. To oznacza, że jeszcze będę musiał tu wrócić. Tym bardziej, że jestem umówiony z przemiłymi zakonnikami na oprowadzenie po wnętrzach, na co dzień niedostępnych dla fotografujących. Jak ktoś będzie chętny to zapraszam. Może wiosną?

Kategorie
Aktualności

Widokówka z Mekongiem

Luang Prabang Mekong

Powyższe zdjęcie można potraktować jako zapowiedź laotańskiej galerii (i programu fotowyprawy, który też niedługo opublikujemy). Zrobiłem je nad brzegiem Mekongu w Luang Prabang, czyli “laotańskim Krakowie”. Trochę wyżej stał przesympatyczny dziadek i dyskretnie mi kibicował. Po zakończeniu akcji podszedłem do niego i mruknąłem fin de la journée, czy coś w tym rodzaju, a on odparł z zadumą: fin de la journée et fin de la vie.

Kategorie
Aktualności

Bawaria w galerii

Karwendel 650

Serdecznie zapraszam do obejrzenia galerii z jesiennych Alp Bawarskich. Jest dużo gór, trochę kanionów, łąki z szałasami, jeziorka, bajkowe zamki, barokowe kościoły… Miłego oglądania 🙂

W bliskich planach galerie z Kambodży i Laosu oraz aktualizacja galerii z Maroka i Szkocji.

Kategorie
Aktualności

Rok w podróży, czyli ciepło-zimno

01 Dolomity

Tradycyjnie pod koniec roku garść wspomnień z wyjazdów w ciągu ostatnich 12 miesięcy. Trochę tego było, choć początek roku był dość stacjonarny, jeśli nie liczyć krótkich wypadów (m.in. na targi ITB do Berlina). Zaczęło się w czerwcu, od krótkiego, ale bardzo udanego pleneru w Parku Narodowym Ujście Warty. Super ekipa, tropikalna pogoda i majestatyczne zachody słońca – pewnie jeszcze tam wrócimy:

02 Ujście Warty

Tydzień przerwy i fotowyprawa w Dolomity i do Wenecji. W tych pierwszych pogoda była zadziwiająco niedolomitowa (dużo lało), a słońce wyszło ostatniego dnia:

03 Dolomity

W Wenecji jednak było zupełnie po wenecku, czyli słonecznie, upalnie i kolorowo:

04 Wenecja

Znowu tydzień przerwy i przeskok na drugi koniec świata, czyli do Indochin. W ramach pascalowej delegacji odwiedziliśmy Tajlandię, Kambodżę i Laos. Była pora „tużprzedmonsunowa”, więc mogłem liczyć na dobre światło (równie dobre jest krótko po monsunie, właśnie dlatego jesienią wybieramy się do Laosu na fotowyprawę). Zdjęcie zrobione pierwszego dnia w Bangkoku, gdzie z rozrzewnieniem wspominałem umiarkowane weneckie temperatury…

05 Bangkok

Potem były wakacje, a w wakacje jak wiadomo najlepiej siedzieć w domu. Jedynym wyjątkiem był wypad do Turcji, dokąd dobry tatuś zabrał grzeczne dzieci. Środek sezonu, więc było gorąco jak w Tajlandii…

06 Turcja

Na fotowyprawie w Gruzji (wrzesień) było wyraźnie chłodniej, szczególnie na Kaukazie, u stóp pięciotysięcznego muru Szchary:

07 Gruzja

Tendencja spadku temperatury utrzymywała się dalej. W październiku w Bawarii było już bardzo jesiennie (na szczęście dotyczyło to też wspaniałego światła):

08 Hohenschwangau

Ale to jeszcze nie koniec wygrzewania starych kości. Na Saharze nawet w listopadzie jest ciepło i przyjemnie, z czego skorzystaliśmy podczas trzeciej już fotowyprawy do Maroka. W to miejsce zawsze będę chętnie wracał – w końcu tu wszystko się zaczęło (w czasach prehistorycznych, czyli cztery lata temu):

09 Maroko

Celem ostatniej fotowyprawy w roku była Szkocja – kraj baranów i tęczy:

10 Szkocja

11 Szkocja 02

Tu oczywiście upałów nie było. Specjalnych chłodów też nie – w końcu Golfsztrom jeszcze zupełnie nie wykitował. Za to było mokro: do tego stopnia, że niektórym siadały uszczelnione aparaty (mój dzielnie wytrzymał, oczywiście dzięki jakości wykonania, a nie dlatego, że w największą ulewę zostawiłem go w autobusie… ).

Wszystkim Czytelnikom życzę w Nowym Roku wspaniałych podróży – niekoniecznie na koniec świata – i bezpiecznych powrotów.

Kategorie
Aktualności

Fotowyprawa Bawaria – październik 2016

Watzmann

Neuschwanstein, czyli zamek z czołówek Disneya. Königssee, czyli fiord w Alpach, u stóp słynnej przepaści Watzmann Ostwand. Sielskie łąki z widokiem na skaliste giganty. Jeziora, w których odbijają się najwyższe szczyty. Zawadiacko zawieszona nad przepaścią platforma widokowa AlpspiX. I mnóstwo innych atrakcji czeka na nas podczas fotograficznej eksploracji Alp Bawarskich w październiku. Jesień w Alpach to rewelacyjne zestawienie kolorów ciepłych (lasy w czerwieniach, brązach i żółciach) oraz zimnych (ośnieżone góry). Odwiedzimy piękną krainę Berchtesgadener Land, nad którą sterczą dwa rogi Watzmanna – drugiego szczytu Niemiec. Wyższy jest tylko Zugspitze, zamykający horyzont nad Garmisch-Partenkirchen, naszym kolejnym celem. Na niego też się oczywiście zasadzimy – jak zawsze w porze najlepszego światła. A potem pojedziemy zobaczyć jak się czuje Neuschwanstein i jego kolega Hohenschwangau.

Okolice Schwangau

Poniżej program fotowyprawy, który na początku roku oficjalnie pojawi się na stronie Horyzontów. Tutaj przedwigilijna prapremiera 🙂

Wesołych Świąt!

1 dzień – Rozgrzewka w Czeskich Budziejowicach

Przejazd z Krakowa do Czeskich Budziejowic. Spacer fotograficzny po Czeskich Budziejowicach, z największym rynkiem w Czechach i zabytkowymi uliczkami starówki.

Berchtesgadener Land

2 dzień – Przywitanie z Alpami

Przejazd z Czeskich Budziejowic do Berchtesgadener Land. Sesja o zachodzie słońca na łąkach ponad Berchtesgaden. Będziemy polować na ostatnie promienie słońca ponad alpejskimi szczytami.

Konigssee

3 dzień – Watzmann i piękne jeziora

Wschód słońca w klasycznym miejscu przy kościele Maria Gern z widokiem na górę Watzmann. Po śniadaniu rejs po Königssee do wioski Sankt Bartholomä – bardzo fotogenicznej zarówno od strony wody, jak i po wyjściu na brzeg. Samo Königssee to jedno z najpiękniejszych jezior w Alpach, ściśnięte niczym fiord między niebotycznymi szczytami. Zachód słońca przywitamy nad innym jeziorkiem, Hintersee, w okolicach Ramsau. Na pierwszym planie będziemy fotografować mikroskopijne wysepki, na drugim górę oświetloną zachodzącym słońcem.

St Bartholoma

Maria Gern

4 dzień – Z Berchtesgaden do Garmisch-Partenkirchen

Po wczesnym śniadaniu sesja przy kościele w Ramsau. Jest to bardzo nietypowe miejsce – w środku miejscowości, a można tak zrobić zdjęcia, że widać tylko rzekę z kamienistym dnem, most, kościół i góry. Następnie czeka nas podejście do skalnego kanionu Wimbachklamm. Najbardziej fotogeniczne są tu miniaturowe kaskady spadające po skalnej ścianie porośniętej zaskakująco bujną roślinnością. Pod wieczór dojedziemy do Garmisch-Partenkirchen, gdzie czeka nas sesja o zachodzie słońca nad jeziorem Eibsee, omywającym od północy masyw Zugspitze.

Wimbachklamm

5 dzień – U stóp Zugspitze

Wschód słońca zastanie nas na łąkach w okolicy Garmisch-Partenkirchen, z widokiem na grupę górską Karwendel oraz na Zugspitze i okoliczne góry. Po śniadaniu wjedziemy kolejką Alpspitzbahn do punktu widokowego z wysuniętymi ażurowymi platformami, następnie czeka nas zjazd kolejką Hochalmbahn, półgodzinny spacer wygodną ścieżką w dół i zjazd kolejką Kreuzeckbahn do Garmisch. Wszędzie piękne widoki na góry. W razie gdyby pogoda sprawiła nam psikusa, mamy program alternatywny, z jeszcze jednym wąwozem i rokokowym kościołem. Zachód słońca to kolejna sesja z widokiem na góry.

Okolice Garmisch

6 dzień – Zamki i góry

Wschód słońca u podnóża zamku Neuschwanstein, z zamkiem i górami w kadrze. Następnie fotografowanie kościoła St. Koloman, stojącego samotnie na pobliskiej łące. Niekiedy spowijają go bardzo fotogeniczne mgiełki. Kolejne punkty programu to Marienbrücke, czyli most ze słynną panoramą Neuschwansteina, oraz jezioro Alpsee, w którego wodzie odbija się drugi zamek, Hohenschwangau. Zachód słońca, w zależności od światła, nad brzegiem Alpsee albo na łąkach u stóp Neuschwansteina.

Neuschwanstein

7 dzień – Sesja w historycznym Táborze

Po śniadaniu całodniowy przejazd do miasta Tábor w Czechach. Popołudniowa sesja w średniowiecznym gnieździe husytów. Tábor ma jedną z najpiękniejszych starówek w Czeskiej Republice, zupełnie nieznaną większości turystów. Husyci zbudowali ją w formie labiryntu, żeby ewentualni najeźdźcy mieli jak największe trudności w dotarciu na rynek. Ten ostatni do dziś pyszni się wspaniałą renesansową architekturą.

St Koloman

8 dzień – Powrót do Krakowa

Poranna sesja w Táborze, powrót do Krakowa w godzinach popołudniowych.

Partnachklamm

Następne fotowyprawy w zaawansowanych planach 🙂