Kategorie
Aktualności

Wschód słońca nad Madre de Dios

madre-de-dios-01

O największych rzekach Amazonii słyszał każdy. Amazonka, Ukajali i tak dalej. Są tu jednak tysiące mniejszych, nieznanych, jak na przykład Madre de Dios w peruwiańskiej części regionu. Żeby było ciekawiej, samo Peru kojarzy się z Andami i nobliwymi paniami w kapeluszach i „łowickich” spódnicach, a tymczasem dżungla zajmuje ponad połowę kraju. Wracając do Madre de Dios – w skali całej Amazonii jest dość podrzędnym ciekiem: wpada do Beni, ta do Madeiry, a dopiero Madeira do samej Amazonki. Nie zmienia to faktu, iż nasza „rzeczka” jest znacznie większa od Wisły…

               Podczas fotograficznej eksploracji Amazonii postanowiliśmy zrobić sobie poranny wypad nad rzekę, do papuziej stołówki. Za takową służy gliniane zbocze na brzegu, gdzie papugi przylatują na śniadanie (w glinie znajdują się niezbędne im składniki odżywcze). Spotkanie jest w zasadzie gwarantowane, bo zawsze pojawiają się w tym samym miejscu i o tej samej porze – tuż po świcie.

               My przypłynęliśmy wcześniej, co pozwoliło nam delektować się mgiełkami nad wodą. Poniżej oddział Delta Force w drodze na akcję:

madre-de-dios-02

Szybki desant na brzegu i można było zacząć „strzelać”, tym bardziej, że  wkrótce wystrzeliło słońce i świat nabrał kolorów:

madre-de-dios-04

I zaczęły pojawiać się pierwsze jednostki pływające:

madre-de-dios-05

madre-de-dios-06

Samo wybrzeże tuż po świcie wygląda najlepiej (potem światło wiele traci ze swojego uroku):

madre-de-dios-07

W końcu pojawiły się papugi. I to od razu całą rozwrzeszczaną watahą. Najpierw trochę pokrążyły nad brzegiem, a potem wylądowały i przyssały się do gliny:

papugi

Impreza trwała jakieś pół godziny, po czym tak szybko jak się pojawiły, papugi poleciały. Ta poniżej wygląda jakby miała rozwalić sobie skrzydła niczym myśliwiec o ściany tunelu w trzeciej części Indiany Jonesa, ale w ostatniej chwili zrobiła unik:

papuga

A my daliśmy sygnał do odwrotu i popłynęliśmy na zasłużone śniadanie, po drodze podziwiając drzewa trzymające się na glinie wbrew prawom fizyki:

wybrzeze-madre-de-dios

Kategorie
Aktualności

Fotowyprawa na Lofoty…

Reine wschód słońca

…odbędzie się w lutym 2017 r. Luty to fajny miesiąc i pod dwoma względami szczyt sezonu. Rybacy przybywają tu żeby łowić dorsze, a fotografowie – żeby wykorzystać wspaniałe światło polarnej zimy na jednym z najpiękniejszych archipelagów na świecie. Dzień trwa dosyć krótko i przez cały ten czas słońce świeci pod niskim kątem, tak jak u nas tuż po wschodzie albo tuż przed zachodem. A jeśli akurat nie świeci to pogoda i tak jest dynamiczno-fotogeniczna. Samej zimy nie trzeba zbytnio się obawiać. Lofoty są podgrzewane przez Prąd Zatokowy i temperatury oscylują wokół zera stopni (w bieżącym roku średnia temperatura lutego wyniosła –0,5°C).

Już jest pewne, że śpimy w przystosowanych dla turystów rybackich domkach, z których roztacza się widok marzeń (mamy go na zdjęciu powyżej).

Zdjęcie poniżej też powstało w tych stronach.

Więcej szczegółów na temat wyprawy na stronie Klubu Podróży Horyzonty.

Reine po zmroku

Kategorie
Aktualności

W krainie piosenek

Opole

Wracam po wakacyjnej przerwie. Właśnie odwiedziłem Opole i okolice. Nikt mi nie śpiewał, bo festiwal już się skończył, ale za to miałem przyjemność pochodzić po fajnych górkach, zobaczyć miasteczka otoczone murami obronnymi i pałace w olbrzymich parkach, polować na światło nad pofałdowanymi polami i… na jelenie na tle zachodzącego słońca (uciekły kiedy dałem po hamulcach). Zaliczyłem też Pradziada w czeskich Jesionikach, dokonując śmiałego wejścia asfaltowym trawersem partii podszczytowych. U stóp góry leży znane uzdrowisko Łaźnie Jesenik, w którym swoje wodolecznicze eksperymenty uskuteczniał niejaki Vincent Priessnitz. Nazwisko brzmi swojsko, prawda?

Na zdjęciu pociąg,  do którego nie można wsiąść, ale na pewno nie jest byle jaki.

Kategorie
Aktualności

Od mgły do lampy

Machu Picchu 01

Machu Picchu nie trzeba nikomu przedstawiać. Jeden z siedmiu nowych cudów świata to obowiązkowy punkt każdej wycieczki po Peru. Wiążą się z tym miliony zwiedzających i coraz większe ograniczenia, którym są poddawani. Na przykład trzy lata temu mogłem robić zdjęcia ze statywem, a teraz już mi go zabrali. Istnieje dzienny limit zwiedzających i podobno ma być drastycznie zmniejszony. Nie można zabierać ze sobą jedzenia (a zwiedzanie trochę trwa). Pociąg do Aguas Calientes (miasteczka u stóp góry) kosztuje fortunę i wolno zabierać tylko podręczny bagaż. Od tego ostatniego przepisu są jednak odstępstwa, czego przykładem była nasza grupa. Poprzedniego dnia wieczorem zrobiłem dziką akcję w PeruRail i tuż przed wyruszeniem na dworzec dostałem mail z informacją, że będziemy mile widziani z całym bagażem. Ale sądząc po procedurze, jaką musiałem później przejść, takie przypadki nie są za częste.

Ostatnia niedogodność to dostanie się do ruin na wschód słońca. Wszyscy o tym marzą, dlatego jeszcze po ciemku na ulicy, z której ruszają autobusy, tworzy się tasiemcowa kolejka. Trzeba jednak przyznać, że transport jest bardzo sprawny: autobusy kursują bez przerwy i każdy, kto wcześnie wstanie, ma szansę znaleźć się o świcie w andyjskim raju.

A tu mgła…

Machu Picchu 02

Podobno prawie zawsze. Ale w końcu coraz mniejsza…

Machu Picchu 03

Powoli odsłaniają się doliny:

Machu Picchu 04

Wyłania się Cerro Machu Picchu (choć mało kto to dostrzega, bo jest z tyłu, a wszyscy patrzą na ruiny):

Machu Picchu 05

W końcu słońce dociera do punktu widokowego…

Machu Picchu 06

… a pierwsze przebłyski zaczynają oświetlać samo miasto Inków:

Machu Picchu 07

Machu Picchu 08

I w końcu robi się „lampa”, czyli pogoda pocztówkowa:

Machu Picchu 09

Po napatrzeniu się na Machu Picchu (i wyeksplorowaniu samych ruin) można zrobić sobie górskie spacery. Niebanalny widok na cały kompleks rozciąga się z Bramy Inków:

Machu Picchu 10

Jasna plama w środku to Machu Picchu, a poniżej wije się droga, którą podjeżdżają autobusy.

Inna opcja to wycieczka do inkaskiego mostu. Most to kilka desek przerzuconych między kamiennymi ścianami, za to prawdziwą atrakcją jest dojście: ścieżką wśród gęstej roślinności, na skraju przepaści:

Machu Picchu 11

Między ruinami można spotkać futrzaste fotomodelki:

Machu Picchu 12

Trzeba im oddać, że swoją rolę wypełniają znakomicie i do zdjęć pozują ze stoickim spokojem:

Machu Picchu 13

Machu Picchu to rzeczywiście andyjski raj. Nieduża wysokość (ok. 2100–2400 m n.p.m.) sprawia, że oddycha się tu łatwiej niż w Cusco, czy nad Titicaca, a wpełzająca na góry dżungla sprawia, że można się poczuć jak w przedsionku Amazonii.

O Amazonii będzie wkrótce…

Kategorie
Aktualności

Klasztor jak miasto

Santa Catalina 01

Arequipa to fajne miasto zbudowane na andyjskiej pustyni. Przyjeżdża się tu dla ładnego rynku z katedrą, co raz odbudowywaną po trzęsieniach ziemi (ostatnie w 2001 r.), dla kanionu Colca z kondorami, dla wulkanów, na które dość łatwo można wejść – i dla klasztoru Santa Catalina. Ten ostatni to jeden z największych takich obiektów w Nowym Świecie – i w zasadzie na całym świecie. Zajmuje obszar ponad 20 tys. m2, a swoim rozplanowaniem przypomina niewielkie miasto: są tu place, ulice, kwartały mieszkalne i te służące celom religijnym. Choć z tymi ostatnimi bywało różnie – przez pierwszych trzysta lat klasztor był raczej… imprezownią dla bogatych panienek. W XVI w. i później wstępowanie za furtę było bardzo popularne wśród dziewcząt z zamożnych domów, do tego stopnia, że popyt znacznie przewyższał ilość miejsc w celach Santa Cataliny. Wystarczy sobie uzmysłowić, że wpisowe wynosiło równowartość dzisiejszych 50 tys. dolarów.

Dziewczyny żyły w luksusie niewiele różniącym się od tego, jaki miały na zewnątrz (każda miała po kilkoro służby i niewolnic). O organizowanych tu zabawach krążyły legendy, choć raczej między bajki można włożyć opowieści o ciężarnych mniszkach i szkielecie noworodka zamurowanym w ścianie. Idylla skończyła się dopiero pod koniec XIX w., kiedy papież Pius IX nakazał uzdrowienie klasztoru. Większość zakonnic została odesłana do domów, a niewolnice uzyskały wolność (część pozostała między murami przyjmując święcenia).

Dziś klasztor nadal pełni swoją funkcję, ale mniszki żyją w niewielkiej, izolowanej części – resztę udostępniono do zwiedzania. Nad wejściem widnieje prośba o ciszę:

Santa Catalina 02

Dalej zaczyna się ciąg ulic, pasaży i budynków z mikrodziedzińcami. Wszystko utrzymane jest w mocnych kolorach, co dobrze wygląda na zdjęciach:

Santa Catalina 03

Santa Catalina 04

Santa Catalina 05

Główne dziedzińce otoczone są krużgankami, które zdobią malowidła o stosownej tematyce.  Wiele z nich prezentuje słynną malarską szkołę Cusco (escuela cuzqueña), czyli mieszankę stylu europejskiego i latynoskiego:

Santa Catalina 06

Jednym z najbardziej reprezentacyjnych miejsc jest plac Zocodober z fontanną, którą upodobały sobie gołębie:

Santa Catalina 07

Santa Catalina 08

Santa Catalina 09

Leżąca na relatywnie niewielkiej wysokości 2335 m n.p.m. Arequipa jest dobrym etapem pośrednim między Limą (prawie poziom oceanu) a Cusco, czy jeziorem Titicaca, położonymi grubo ponad 3000 m n.p.m. Stąd też rusza się do kanionu Colca, ale to już temat na osobny wpis.

Kategorie
Aktualności

Kondor na dzień dobry

Kondor nad kanionem Colca

Po peruwiańskiej przerwie wracam z wpisami. Siłą rzeczy będę zamieszczał zdjęcia z naszej najdalszej i najdłuższej fotowyprawy. I jednej z najwspanialszych. Bawiliśmy się świetnie, krajobrazy zwalały z nóg, a Uczestnicy zadbali o przyjemną atmosferę.

               Na dobry początek kondor szybujący nad kanionem Colca. Co rano te monstrualne ptaki pojawiają się w swoich ulubionych miejscach, przelatując bez większego wysiłku nad krawędzią kanionu (wykorzystują do tego prądy wznoszące). Osobnik na zdjęciu to dorosły samiec: można to poznać po czarnym upierzeniu z białą obrożą wokół szyi (dorosły) i „kogucie” na głowie (samiec). Przelatując przyglądał mi się z wyraźnym zainteresowaniem, zupełnie nie wiem dlaczego – w końcu na padlinę chyba nie wyglądałem…

Kategorie
Aktualności

Ruszamy za ocean

Machu Picchu z fotografem

Lecimy do Peru. Przed nami najdłuższa z naszych dotychczasowych fotowypraw. Taki wyjazd, z tak napakowanym programem, to prawdziwa przygoda życia. Będziemy w Limie i w Cuzco. Sfotografujemy wulkan El Misti o zachodzie słońca i kondory nad kanionem Colca o wschodzie. Będziemy mieszkać u Indian na wyspie na jeziorze Titicaca i w drewniano-liściastych chatkach w amazońskiej dżungli. W Machu Picchu nigdzie nie będziemy się spieszyć – pojawimy się tu o świcie i zostaniemy przez cały dzień. I to dwa razy, na wypadek gdyby pogoda chciała nam spłatać psikusa. Czekają nas wspaniałe trzy (prawie) tygodnie z aparatami w dłoniach (albo na statywach) w towarzystwie pozytywnie zakręconych fotografów. Ale będzie fajnie 🙂

Kategorie
Aktualności

Zimna galeria

Plaża Utakleiv

Zrobiło się ciepło, więc można trochę przymrozić. Zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć z Lofotów – plonu kwietniowego wypadu na ten niesamowity archipelag. Miłego oglądania 🙂

Kategorie
Aktualności

Fotowyprawa Andaluzja – październik 2016

Zachód słońca

Jedziemy do Andaluzji – niezwykłej krainy mocnego wina, gorącej krwi i wspaniałych pejzaży. Będziemy fotografować ostatnie promienie słońca muskające mury Alhambry, oślepiająco białe pueblos blancos przyklejone do skalnych zboczy, niekończące się gaje oliwne, spowite mgłą lub błyszczące w ciepłym świetle skały Torcal de Antequera i wiele innych atrakcji. W Andaluzji uroda miast i miasteczek idzie w parze z pięknem krajobrazu, a przyjazny klimat sprawia, że chce się tu zostać na dłużej – szczególnie jesienią, kiedy nie doskwierają już letnie upały. Po drodze na południe Hiszpanii będziemy przejeżdżać przez Kastylię i nie odmówimy sobie przyjemności zobaczenia ikony tutejszego krajobrazu: słynnych wiatraków Don Kichota.

Program fotowyprawy poniżej oraz na stronie Klubu Podróży Horyzonty.

Ronda 02

Pueblos blancos

Jedną z wizytówek Andaluzji są słynne „białe miasta”, dramatycznie rozłożone na wysokich wzgórzach albo między skałami. Każde ma swoją specjalność: Ronda słynie z mostu przerzuconego nad głębokim kanionem, Montefrio ze wspaniałych punktów widokowych, a Setenil de las Bodegas z uliczek dosłownie wtopionych w skały. Nieśpieszne spacery to najlepszy sposób na poznanie pueblos blancos – czasu na fotografowanie będziemy mieli pod dostatkiem.

Pamiątka po kalifach

O Alhambrze słyszał każdy. Potężny kompleks pałacowo-zamkowy przez wieki był siedzibą mauretańskich władców, a jego mury do dziś dominują nad starą Granadą. Alhambra wspaniale prezentuje się zarówno od zewnątrz, jak i od środka, dlatego najpierw będziemy ją fotografować z daleka, a później zagłębimy się w świat reprezentacyjnych sal, zacisznych dziedzińców i pachnących ogrodów. Zajrzymy też do Albaicin, czyli mauretańskiej starówki z brukowanymi uliczkami stromo wznoszącymi się na przeciwległe zbocze.

Śladem Don Kichota

Rycerz Posępnego Oblicza nie wygrał z wiatrakami, ale my mamy dużą szansę. Wystarczy, że pojawimy się przy nich o świcie i zmroku, czyli w porze najlepszego światła, a nic nie odbierze nam pięknych kadrów. Najbardziej znane skupiska kastylijskich wiatraków stoją na wzgórzach nad Consuegrą i Campo de Criptana. Oba znajdują się w programie naszej fotowyprawy.

Consuegra

PROGRAM

1 dzień – Wiatraki nad Consuegrą

Przelot z Warszawy do Madrytu. Przejazd do Consuegry na plener z wiatrakami i zamkiem. Zarówno wiatraki, jak i zamek stoją na wysokim wzgórzu, z którego rozciągają się wspaniałe widoki.

Consuegra 02

2 dzień – Z Kastylii do Andaluzji

Po śniadaniu czeka nas przejazd do Cordoby i fotografowanie słynnej Mezquity, czyli meczetu przebudowanego na katedrę. W tej jedynej w swoim rodzaju świątyni płynnie przenikają się pierwiastki dwóch wielkich religii. Najbardziej fotogeniczny jest las arkadowych kolumn, będących pozostałością po czasach muzułmańskich. Zagłębimy się też w uliczki starego miasta, a o zachodzie słońca będziemy fotografować rzymski most na rzece Gwadalkiwir.

Cordoba most

3 dzień – Most nad przepaścią

O świcie kolejna sesja przy rzymskim moście. Po śniadaniu przejedziemy do Rondy, pierwszego „białego miasta” na naszej trasie, znanego z mostu łączącego dwie dzielnice. Przez cały dzień będziemy je eksplorować fotograficznie, włączając w to zachód słońca, kiedy rozstawimy się w najbardziej znanym miejscu widokowym.

Ronda 01

4 dzień – Pueblos blancos

Ciąg dalszy fotografowania „białych miast”. Przed południem czeka nas kolejny spacer po Rondzie, połączony z wyszukiwaniem najciekawszych kadrów. Następnie przejedziemy do Setenil de las Bodegas. To miasteczko znane jest z domów wbudowanych w skały i skał przewieszających się bezpośrednio nad ulicami. Wrażenia niesamowite! Wieczorem powrót do Rondy.

Setenil de las Bodegas

5 dzień – Skalne miasto

Po śniadaniu przejedziemy do Torcal de Antequera – najbardziej znanego skalnego miasta w Andaluzji. Droga jezdna prowadzi na szczyt góry, do kompleksu turystycznego, skąd ścieżki wyprowadzają między skały (na miejscu jest też kawiarnia). Po nasyceniu oczu widokami (i kart pamięci zdjęciami) przejedziemy do Montefrio, samotnego pueblo blanco w andaluzyjskim interiorze. To piękne miasteczko będziemy o zachodzie słońca fotografować z okolicznego punktu widokowego.

Montefrio

6 dzień – Kto nie widział Granady…

… ten nie widział niczego – tak głosi stare hiszpańskie przysłowie. Po śniadaniu przejedziemy do jednego z najpiękniejszych miast Półwyspu Iberyjskiego. Szczególnie urokliwa jest stara dzielnica Albaicin, tym bardziej że z niektórych miejsc rozciągają się widoki na wspaniałą Alhambrę. Kulminacyjnym punktem pleneru będzie sesja o zachodzie słońca w najlepszym miejscu widokowym.

Alhambra

7 dzień – Alhambra i wiatraki

Dzisiejsze przedpołudnie spędzimy na nieśpiesznym fotografowaniu słynnej Alhambry od środka. Następnie czeka nas długi przejazd do Campo de Criptana. To kolejna kastylijska miejscowość znana z malowniczych wiatraków, które będziemy fotografować o zachodzie słońca, przy najlepszym świetle.

Krajobraz Andaluzji

8 dzień – Powrót do Polski

Po śniadaniu przejazd na lotnisko do Madrytu i powrót do Warszawy.

Antequera 02

 

Kategorie
Aktualności

Minus trzy lata, plus jeden miesiąc

Rynek w Arequipie

Powyższe zdjęcie zrobiłem dokładnie trzy lata temu, 29 kwietnia 2013 r. Przedstawia Plaza de Armas w Arequipie. Pamiętam, że chciałem uwiecznić katedrę z wulkanem El Misti w tle. I nijak nie mogłem – sam plac jest fotogeniczny, ale cielsko katedry tak duże, że zasłania prawie cały wulkan. Trzeba było coś przedsięwziąć, na przykład wleźć na dach budynku po drugiej stronie placu. W upatrzonym miejscu poniżej była knajpa. Udało mi się zagadać z obsługą i po wąskich, trzeszczących schodkach wdrapałem się na dach. Kolejną kwestią było takie ustawienie statywu, żeby sensownie skadrować zdjęcie i nie spaść (co nie było proste, bo trzeba było stanąć na samej krawędzi).

Za miesiąc (z hakiem) znowu tam będziemy. Nie planuję jednak wspinaczki na dach – w Arequipie jest sporo innych miejsc, z których można zupełnie bezpiecznie sfotografować El Misti.

Kategorie
Aktualności

Po drodze do marketu

Domki rybackie na Lofotach

Na Lofotach spaliśmy w czadowym domku ex-rybackim w kompleksie czadowych domków ex-rybackich zamienionych w turystyczne. To ścisłe okolice Reine, czyli jedno z najpiękniejszych miejsc w Norwegii, położone na mikroarchipelagu u ujścia fiordu. Podczas rezerwacji zostałem poinformowany, że obsługa mówi w moim języku, więc wyobraziłem sobie, że będzie tam jakaś sympatyczna pokojówka albo ktoś w tym rodzaju. Okazało się, że Polka jest właścicielką całości…

Reine to dziura zabita dechami ale market tam mają (dwie wyspy dalej). Dzięki temu można rano wyskoczyć po chleb za 20 zł i po drodze oglądać widoki takie jak powyżej.

Kategorie
Aktualności

Front za frontem

Haukland 01

To miał być dzień beznadziejnej pogody na Lofotach. Tak wynikało z zapowiedzi. Na szczęście w tej części świata zapowiedzi nie zawsze się sprawdzają (w zasadzie często się nie sprawdzają – na szczęście na korzyść rzeczywistości). Tego dnia miała być stała pokrywa chmur i ciężkie śnieżyce. Te drugie owszem, były – nasz samochód kilka razy zamieniał się w bałwana. Za to między nimi pojawiały się przejaśnienia, z promieniami słonecznymi strzelającymi tu i ówdzie. Na przykład na górę nad plażą Haukland, kiedy tam dotarliśmy. A w zasadzie nieco później, bo gdy wysiadaliśmy z samochodu, nic nie wskazywało na to, że za chwilę zaświeci słońce. Ślady po śnieżnym froncie widoczne są na pierwszym planie. Oczywiście wkrótce potem znowu zaczęło padać…