„Nic to, Baśka” – powiedział Wołodyjowski i wysadził w powietrze zamek w Kamieńcu Podolskim. Tak było w książce. W rzeczywistości Wołodyjowski faktycznie był komendantem obrony zamku podczas tureckiego oblężenia (1672) i faktycznie zginął tu od wybuchu, który zniszczył górną część twierdzy. Eksplozja jednak nastąpiła przypadkiem lub spowodował ją ktoś inny.
Na szczęście spora część zamku przetrwała wybuch lub została później odrestaurowana. Do dziś stoją mury obwodowe z wieńcem XVI-wiecznych, spiczastych baszt, przypominających fortyfikacje Carcassonne. To świetna wiadomość dla fotografów. Zamek wyrasta na skalnej grzędzie i z każdej strony wygląda rewelacyjnie. Niesamowite ukształtowanie terenu sprawia, że możliwości robienia zdjęć są niemal nieograniczone: można strzelać zarówno z miejsc ponad zamkiem, jak i z dna Smotryckiego Kanionu grubo poniżej.
Kilka zdjęć dawnego „przedmurza chrześcijaństwa”:
Ścieżka łąką na tyłach zamku. Górna część łąki leży wyżej niż korona murów:
Wieże o zachodzie słońca:
I po zmroku. Most na pierwszym planie to dzieło Turków lub Polaków z przełomu XV i XVI w.: