Kategorie
Aktualności

Ukraińskie Carcassonne

„Nic to, Baśka” – powiedział Wołodyjowski i wysadził w powietrze zamek w Kamieńcu Podolskim. Tak było w książce. W rzeczywistości Wołodyjowski faktycznie był komendantem obrony zamku podczas tureckiego oblężenia (1672) i faktycznie zginął tu od wybuchu, który zniszczył górną część twierdzy. Eksplozja jednak nastąpiła przypadkiem lub spowodował ją ktoś inny.

Na szczęście spora część zamku przetrwała wybuch lub została później odrestaurowana. Do dziś stoją mury obwodowe z wieńcem XVI-wiecznych, spiczastych baszt, przypominających fortyfikacje Carcassonne. To świetna wiadomość dla fotografów. Zamek wyrasta na skalnej grzędzie i z każdej strony wygląda rewelacyjnie. Niesamowite ukształtowanie terenu sprawia, że możliwości robienia zdjęć są niemal nieograniczone: można strzelać zarówno z miejsc ponad zamkiem, jak i z dna Smotryckiego Kanionu grubo poniżej.

Kilka zdjęć dawnego „przedmurza chrześcijaństwa”:

Kamieniec Podolski 01

Ścieżka łąką na tyłach zamku. Górna część łąki leży wyżej niż korona murów:

Kamieniec Podolski 02

Wieże o zachodzie słońca:

Kamieniec Podolski 03

I po zmroku. Most na pierwszym planie to dzieło Turków lub Polaków z przełomu XV i XVI w.:

Kamieniec Podolski 04

Kategorie
Aktualności

Rekonesans na polu

Morawskie pofałdowane pola to świetny temat fotograficzny. kapliczka wśród pólTeraz to przyznaję, choć długo nie mieściło mi się w głowie po co robić zdjęcia na polach, skoro w okolicy tyle jest zamków, kościołów, czy bajkowych miasteczek. Ponoć na ten pomysł wpadli nasi rodacy. Chwała im za to.

Mój wyjazd potraktowałem jako rekonesans. Nie zrobiłem rzucających na kolana zdjęć, bo nie trafiłem na odpowiednią pogodę. Ale i tak świetnie się bawiłem: tropiąc miejsca widokowe czułem się jak Sherlock Holmes. Teraz mam je już wytropione, więc kiedy przyjadę tu kiedyś jeszcze raz, pozostanie tylko czekać na światło…

Na zdjęciu popularny morawski motyw, czyli śródpolna kapliczka.

Kategorie
Aktualności

Dziennik (krótkiej) podróży

Kyjov, 25.08.2013, 22.47
We wrześniu w tutejszym ratuszu będzie można zobaczyć wystawę prac polskich fotografów: “Magie moravských polí”. Ja nawet nie myślę o zrobieniu takich zdjęć. Musiałbym spędzić tu znacznie wiecej czasu czekając na stosowne światło. Ten wyjazd traktuję jako rekonesans i fajną zabawę. Znalazłem całkiem sporo fajnych plenerów i ćwiczę ich fotografowanie na sucho, czyli przy świetle, o którym nie warto wspominać. Jutro rano ostatnia próba. Na razie Zachmurzona Twarz wezwał na pomoc swojego brata Deszczową Twarz. To wbrew pozorom może być niezła wiadomość. Jeśli do rana im się znudzi to mam szansę zobaczyć wschód słońca i podnoszące się mgły na polach. Ciekawe co zobaczę…

Kyjov, 23.08.2013, godzina 22.20
– A gdzie u was są najlepsze punkty widokowe na pola? – takie pytanie rozwaliłoby najbardziej profesjonalną obsługę biura informacji turystycznej, ale dziewczyny z Kyjova nie dały się zbić z tropu. Jedna przez drugą zaczęły główkować i rzucać coraz to nowymi miejscówkami, nieźle się przy tym bawiąc. A ja na świetnej mapce okolic na bieżąco je zaznaczałem. Mapkę oczywiście dostałem od dziewczyn i wcale mnie to nie zdziwiło: Czesi od lat mają najlepszą sieć informacji turystycznej w Europie.
Potem przyszła pora na rekonesans. Na pierwszy ogień poszła kaplica na polu, znana z wielu zdjęć. Znalezienie miejscówki było banalne (bo Czesi od lat…), niestety nie tylko dla mnie. Mój przyjaciel Indianin Zachmurzona Twarz pojawił się tu również, co sprawiło, że miałem najgorsze światło w historii fotografowania tego miejsca. Ale to nie koniec! Jutro wstaję przed świtem i zasadzam się tu znowu. Mam nadzieję, że Indianie tak wcześnie nie wstają 😉 . C.D. (prawdopodobnie) N.
Na zdjęciu strzał smartfonem w winnice.

image

Kategorie
Aktualności

Jeśli jest koniec stycznia…

to jesteśmy w Etiopii 🙂 . dżelady w górach SemienJedziemy na drugą fotowyprawę, spotkać się z dżeladami, za którymi już trochę się stęskniłem. Muszę tylko pamiętać, żeby nie nakładać czerwonej koszulki, żeby grupa znowu nie ochrzciła mnie samcem dominującym (panowie dżelady stojące na czele stada mają charakterystyczne czerwone znamię na klatce piersiowej). W sumie to całkiem miłe, ale w głosach pań, które tak na mnie mówiły, wyczuwałem jakąś dziwną, trudną do uchwycenia nutkę 😉 I chyba nie był to podziw ani podporządkowanie się…

Dokładny opis wyprawy jest tutaj.

Kategorie
Aktualności

Hippisi na wietrze

01_Essaouira_widok medyny od strony port

Nasza listopadowa fotowyprawa do Maroka odwiedzi m.in. Essaouirę – śliczne miasteczko nad Atlantykiem, znane z tego, że wieją tu urywające głowę wiatry (co bardzo sobie cenią windsurferzy) oraz z faktu, iż pół wieku temu upodobały je sobie dzieci-kwiaty. Ponoć po tutejszych plażach z lubością wałęsał się sam Jimi Hendrix, pogrywając niekiedy na gitarze akustycznej. Popularna opowieść głosi, że to właśnie tu skomponował słynną piosenkę Castles Made of Sand, ale w rzeczywistości zrobił to dwa lata przed wizytą w Maroku.

Uroda Essaouiry była znana na długo przed „Heńkiem”. Ponoć w 1952 r. mieli się tu spotkać dwaj inni jej wielbiciele, reżyser Orson Welles oraz Winston Churchill (ten drugi zresztą w ogóle uwielbiał Maroko). Dzisiaj odrestaurowana medyna jest popularna jak nigdy dotąd, w czym zapewne pomogło wpisanie jej na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO w 2001 r.

Kilka kadrów z Essaouiry. Na pierwszym baszta Skala du Port, broniąca wejścia do portu:

02_Essaouira_Skala du Port

Widok z jej szczytu w stronę medyny:

03_Essaouira_Skala du Port_widok z murów twierdzy

I sam port. Warto tu przyjść kiedy kutry wypływają na połowy lub z nich wracają:

04_Essaouira_port

W przeszłości miasto zwało się Mogador, co po berberyjsku oznacza ścianę. Nazwa odnosi się do murów, które – choć szturmowane przez dzikie fale Atlantyku – przetrwały do dziś w niezłej kondycji:

05_Essaouira_fragment fortyfikacji

W samej medynie najlepiej jest zejść z głównych ulic i zaszyć się w jej czeluściach w poszukiwaniu malowniczych zaułków:

06_Essaouira_portal w medynie

Jeśli ktoś wybiera się do Essaouiry robić zdjęcia, jeszcze raz przypomnę: wiatry wieją tu nieludzkie, dlatego obowiązkowym wyposażeniem fotografa jest pancerny statyw:

07_Essaouira_wybrzeże przy bastionie północnym

Kategorie
Aktualności

Nikonem w krasnala

Niedzielę i poniedziałek spędziłem we Wrocławiu, na spotkaniu z fotografami DFV i zaprzyjaźnionym globtroterem. Krasnal_chodziarzFotografowie pokazali swoje wydrukowane zdjęcia, które można było dotykać tylko w białych rękawiczkach (rękawiczki też dostarczono) i opowiadali o różnych tajnikach fotografowania oraz obróbki. O występie globtrotera nie wypowiadam się, bo to ja nim byłem (i byłem tak przejęty mówieniem, że za bardzo nie słuchałem co mówię;). Spotkanie odbyło się pod patronatem Nikona, który dostarczył kilka aparatów. Nawet jeden mi się sięgnął (bodajże 5100), w związku z czym mój Canon wypoczywał w plecaku, a ja usiłowałem opanować ergonomię konkurencyjnego sprzętu (z różnym skutkiem). Trochę się przy tym nakląłem (w duchu), ale zdjęcia – z dołączoną pięćdziesiątką f1.8 – wyszły całkiem dobrze.

Na zdjęciu portret krasnala chodziarza (zwanego też Johnnie Walkerem) z cieniem w bokehu 😉

Kategorie
Aktualności

Stara góra

01_Machu Picchu

Dziś następna reminiscencja południowoamerykańska. „Stara góra” to dosłowne tłumaczenie nazwy Machu Picchu, czyli najbardziej znanych ruin na kontynencie (i być może najpiękniej położonych na świecie). Inkowie zbudowali miasto w tak niedostępnym miejscu, że konkwistadorzy – choć opanowali cały kraj – nigdy go nie znaleźli (a przynajmniej nic o tym nie wiadomo). W 1911 r. dotarł tu Amerykanin Hiram Bingham i opublikował swoje „sensacyjne odkrycie” w National Geographic, wzbudzając śmiech Peruwiańczyków, którzy od zawsze wiedzieli o istnieniu tego miejsca.

Niedostępność Machu Picchu to dziś żyła złota dla peruwiańskiego przemysłu turystycznego, który – prócz kasowania wielkich pieniędzy za bilety – świetnie zarabia na transporcie. Płaci się nawet za możliwość dojścia przez góry pieszo, przynajmniej najbardziej znanym szlakiem. Sądząc po tym, ilu turystów bije się o limitowane pozwolenia na jego przejście, można byłoby spokojnie podnieść ceny trzykrotnie i pewnie nic by się nie zmieniło.

            Ale warto tu dotrzeć. Stając o świcie na punkcie widokowym (i próbując rozstawić statyw między podirytowanymi turystami) zapomina się o wszystkich niedogodnościach:

02_Machu Picchu fotograf

Klasyczne zdjęcie Machu Picchu robi się sprzed tzw. domu strażnika. Przy okazji jest to jedno z nielicznych miejsc, gdzie można schować się przed ewentualnym deszczem:

03_Machu Picchu_dom strażnika

Tak wygląda panorama z tego miejsca:

04_Machu Picchu_panorama

A tak dzielnica mieszkaniowa, ponoć wykonana bardziej niedbale od świątyń i pałaców. Co nie zmienia faktu, iż idealnie dopasowane kamienie wytrzymywały trzęsienia ziemi, od których hiszpańskie kościoły waliły się jak domki z kart:

05_Machu Picchu_dzielnica mieszkaniowa

Te tarasy to pola uprawne. W Machu Picchu rolnictwo było zajęciem podwyższonego ryzyka…

06_Machu Picchu_tarasy

Zresztą ulice też nie lepsze:

07_Machu Picchu_schody

Na koniec jeszcze jedna panorama. Bardziej „autorska”, bo wykonana z innego miejsca niż wszyscy fotografują 😉

08_Machu Picchu_panorama 02

Kategorie
Aktualności

Stawek za lasem

Czasami wieczorem pokonuję lenia i wsiadam na rower, żeby zrobić rekord okrążenia po lesie, który zaczyna się prawie za moim płotem. Ostatnio z rekordu nic nie wyszło, bo ktoś rzucił drzewo w poprzek drogi (zapewne w ramach godnej pochwały profilaktyki antyquadowej). Za to po drugiej stronie lasu zalało mnie światło słońca, które tuż nad horyzontem wyszło zza całodniowej chmury. Idealne do zdjęć, tylko co tu fotografować w poprzemysłowym bałaganie? Pokręciłem się po zarośniętym betonowym placyku i mój wzrok padł na malowniczą kupę gruzu z kępą maków na szczycie. Za nią był oświetlony brzeg lasu i powtarzająca jego kształt tęcza. Ten widok przeważył. Co sił w pedałach ruszyłem po aparat (teraz chyba był rekord), po czym uwieczniłem wyżej opisany widok:

01_za lasem

Chwilę później światło zaczęło raptownie słabnąć:

02_za lasem

Po kolejnej chwili nie było tu już nic do roboty, więc podjechałem do pobliskiego stawku. Takie tam nędzne bajoro z napisem „zakaz kąpieli”. Nigdy nawet nie pomyślałem, żeby pokazać je mojemu aparatowi. Słońce już zaszło, a całodniowa chmura sterczała na swoim miejscu. Ale by było, gdyby podświetliło ją od dołu…

No i po chwili było. Niebo i nędzny stawek (nie mylić z nędznym Sławkiem) nabrały czarodziejskich barw:

03_za lasem

04_za lasem

Następnym razem przyjadę tu ze statywem 😀

 

Kategorie
Aktualności

Biała nie tylko z nazwy

Casablanca to kilka miast w jednym. Podobnie jak w większości ośrodków Maghrebu, jest tu medyna (starówka) i ville nouvelle, czyli wzniesione głównie przez Francuzów „nowe miasto”. Jednak to nie wszystko – są też luksusowe dzielnice willowe, które kontrastują z biednymi bidonvilles, jest Quartier Habous, czyli… sztuczna medyna (zbudowana od zera francuskimi rękami), jest też meczet Hassana II, tak wielki, że jego okolice można uznać za odrębną dzielnicę. Najbardziej niezwykłe jest to, że „nowe miasto” jest ciekawsze od medyny – to jedyny taki przypadek w Maroku. Powstało w czasach, gdy w światowej architekturze dominowały takie nurty jak secesja i Art déco. Mnóstwo tu śnieżnobiałych budynków z maszkaronami i stiukowymi ornamentami, zupełnie jak w ośrodkach europejskich. Spacerując po ulicach Casablanki można niekiedy poczuć się jak w którymś z francuskich miast śródziemnomorskich (centrum jest zresztą wzorowane na Marsylii).

Poniżej kilka zdjęć z Casablanki. Na pierwszym widać ville nouvelle z dachu katedry, na który udało mi się wedrzeć podczas wspinaczki na wieżę:

01_Casablanca_widok z katedry 01

I drugi strzał z dachu:

02_Casablanca_widok z katedry 02

Ville nouvelle w godzinach szczytu. Po Maroku dobrze się jeździ samochodem, ale duże miasta są wyjątkiem:

03_Casablanca

Kawałek secesji:

04_Casablanca_secesyjny detal

Częścią ville nouvelle jest Park Ligi Arabskiej, ulubione miejsce popołudniowych spacerów wśród rzędów palm. W środku dnia jest tu prawie pusto:

05_Casablanca_Park Ligi Arabskiej

Stara Casablanca nie robi takiego wrażenia, jak choćby Marrakesz, ale klimatu jej nie brakuje (i zgubić się też można). Na zdjęciu dziewczyny z medyny:

06_Casablanca_w medynie

I jeszcze jedna. Uczennica wracająca ze szkoły:

07_Casablanca_uczennica

Meczet Hassana II to nie tylko świątynia, ale też miejsce odpoczynku i spotkań towarzyskich (w meczetach zwykle panuje znacznie luźniejsza atmosfera niż choćby w europejskich kościołach):

08_Casablanca_przed meczetem Hassana II 01

Najlepiej jest się tu pojawić o złotej godzinie, kiedy zapalają się światła, świetnie oddzielające sylwetkę meczetu od nieba. Na zdjęciu 210-metrowy minaret – najwyższa sakralna budowla na świecie:

Casablanca_meczet Hassana II_minaret

W listopadzie wracam do Casablanki – już nie mogę się doczekać 🙂

Kategorie
Aktualności

Fotowyprawy chodzą parami

Przed nami fotograficzna jesień – szykują nam się aż dwie fotowyprawy. W drugiej połowie października pojedziemy w Dachstein, najbliższe polskich granic Ania i PawełAlpy z prawdziwego zdarzenia: ze skalistymi turniami, wielkimi jaskiniami i prawdziwymi lodowcami. Przy okazji zajrzymy do Salzburga i na jego malarskie punkty widokowe, a po drodze zatrzymamy się na Morawach, gdzie fotografowie zawsze mają co robić.

Potem tydzień przerwy i… drugi wyjazd. Podobnie jak dwa lata temu, pojedziemy do Maroka, ale na tym podobieństwa się kończą. Tym razem będzie to podróż wzdłuż Atlantyku, z Casablanki na południe. Zobaczymy fale szturmujące wybrzeże i białe medyny zbudowane prawie na wodzie, a potem skręcimy w góry, w dziki świat Antyatlasu. Na deser czeka nas tajemniczy labirynt starego Marrakeszu, które wtajemniczeni uważają za najbardziej fascynujące miasto na świecie.

Więcej szczegółów dotyczących obu wypraw w panelu powyżej, pod hasłem FOTOWYPRAWY. Można też kliknąć w poniższe linki:

C.K. Fotowyprawa

Fotowyprawa do Maroka

A na zdjęciu reminiscencja z Etiopii, czyli nasi dzielni fotowyprawowicze Ania i Paweł w akcji 🙂

Kategorie
Aktualności

Statyw nad Kubkiem

Tytuł nie oznacza wzrostu mojego zainteresowania fotografią gastronomiczną. Weekend spędziliśmy na leśnym polu namiotowym nad jeziorem Kubek w okolicach Sierakowa. Jednym z jego rozlicznych atutów (obok dzikości terenu i buchających fitoncydów) jest lokalizacja przy mikroskopijnej plaży nad pomostem. To świetna miejscówka fotograficzna, na dodatek 50 m od namiotu.

Pierwszy wieczór spędziliśmy z dziećmi na malowaniu drzewa, które wygląda jak „walking palm” z dżungli amazońskiej. Do malowania posłużyła moja stara czołówka, która daje ciepłe, miłe światło, inne od współczesnych latarek.

01_Kubek 01

Potem zrobiliśmy to samo z pomostem:

02_Kubek_podświetlony pomost

Po kilku godzinach wróciliśmy na wschód słońca, które ładnie oświetliło las na brzegu kawałek dalej:

03_Kubek 02

I przy okazji drzewo napoczęte przez bobry po drugiej stronie „naszej” plaży:

04_Bobrowe zgryzy

Drugi wieczór też był ciekawy – pojawiły się czerwone chmurki. Zdjęcie zrobiłem przez nogi „walking palm”:

05_Kubek 03

Na koniec Kubek w czerwieni. Jeśli ktoś jest dobrym detektywem, zauważy, że coś tu jest nie tak w zestawieniu ze zdjęciem nr 2:

06_Kubek 04

Kategorie
Aktualności

Wyżej (i niżej) niż kondory

Miało być jeszcze o kondorach, więc voilà. Kiedy (dawno temu) Kanion Colca 01przeczytałem książkę Wiktora Ostrowskiego „Wyżej niż kondory”, byłem przekonany, że trzeba wspiąć się na Mercedario albo coś w tym guście, żeby zobaczyć kondora z pułapu wyższego niż przezeń osiągany. Okazuje się jednak, że nie jest to aż tak trudne: wystarczy znaleźć się na punkcie widokowym Cruz del Condor nad kanionem Colca. Właściwie to jest to zupełnie łatwe, o czym świadczą tłumy turystów okupujących to miejsce każdego dnia.

Widoki stąd obejmują też sam kanion, według obecnej wiedzy drugi najgłębszy na świecie (pierwszy też jest w tych stronach):

Kanion Colca 02

No, ale najważniejsze są ptaszyska. Niektóre nawet próbują dolecieć do księżyca:

Kondor 01

Inne zdają się tańczyć w powietrzu. Czarne skrzydła i biały pierścień poniżej głowy świadczą o tym, że jest to osobnik dorosły:

Kondor 02

A tu brązowy młodziak, latający w głębi kanionu niżej od nas. Może wyżej się boi?

Kondor 03

Po chwili jednak udowodnił, że wyżej też umie…

Kondor 04

… i przeleciał nam tuż nad głowami, wypatrując najsłabszego osobnika…

Kondor 05

Sam Cruz del Condor to – eufemistycznie ujmując – miejsce dość popularne. Poniższe zdjęcie zrobiłem przed głównym sezonem. Wolę sobie nie wyobrażać co się tu dzieje w sezonie…

Punkt widokowy Cruz del Condor