Kategorie
Aktualności

Stawek za lasem

Czasami wieczorem pokonuję lenia i wsiadam na rower, żeby zrobić rekord okrążenia po lesie, który zaczyna się prawie za moim płotem. Ostatnio z rekordu nic nie wyszło, bo ktoś rzucił drzewo w poprzek drogi (zapewne w ramach godnej pochwały profilaktyki antyquadowej). Za to po drugiej stronie lasu zalało mnie światło słońca, które tuż nad horyzontem wyszło zza całodniowej chmury. Idealne do zdjęć, tylko co tu fotografować w poprzemysłowym bałaganie? Pokręciłem się po zarośniętym betonowym placyku i mój wzrok padł na malowniczą kupę gruzu z kępą maków na szczycie. Za nią był oświetlony brzeg lasu i powtarzająca jego kształt tęcza. Ten widok przeważył. Co sił w pedałach ruszyłem po aparat (teraz chyba był rekord), po czym uwieczniłem wyżej opisany widok:

01_za lasem

Chwilę później światło zaczęło raptownie słabnąć:

02_za lasem

Po kolejnej chwili nie było tu już nic do roboty, więc podjechałem do pobliskiego stawku. Takie tam nędzne bajoro z napisem „zakaz kąpieli”. Nigdy nawet nie pomyślałem, żeby pokazać je mojemu aparatowi. Słońce już zaszło, a całodniowa chmura sterczała na swoim miejscu. Ale by było, gdyby podświetliło ją od dołu…

No i po chwili było. Niebo i nędzny stawek (nie mylić z nędznym Sławkiem) nabrały czarodziejskich barw:

03_za lasem

04_za lasem

Następnym razem przyjadę tu ze statywem 😀

 

Kategorie
Aktualności

Biała nie tylko z nazwy

Casablanca to kilka miast w jednym. Podobnie jak w większości ośrodków Maghrebu, jest tu medyna (starówka) i ville nouvelle, czyli wzniesione głównie przez Francuzów „nowe miasto”. Jednak to nie wszystko – są też luksusowe dzielnice willowe, które kontrastują z biednymi bidonvilles, jest Quartier Habous, czyli… sztuczna medyna (zbudowana od zera francuskimi rękami), jest też meczet Hassana II, tak wielki, że jego okolice można uznać za odrębną dzielnicę. Najbardziej niezwykłe jest to, że „nowe miasto” jest ciekawsze od medyny – to jedyny taki przypadek w Maroku. Powstało w czasach, gdy w światowej architekturze dominowały takie nurty jak secesja i Art déco. Mnóstwo tu śnieżnobiałych budynków z maszkaronami i stiukowymi ornamentami, zupełnie jak w ośrodkach europejskich. Spacerując po ulicach Casablanki można niekiedy poczuć się jak w którymś z francuskich miast śródziemnomorskich (centrum jest zresztą wzorowane na Marsylii).

Poniżej kilka zdjęć z Casablanki. Na pierwszym widać ville nouvelle z dachu katedry, na który udało mi się wedrzeć podczas wspinaczki na wieżę:

01_Casablanca_widok z katedry 01

I drugi strzał z dachu:

02_Casablanca_widok z katedry 02

Ville nouvelle w godzinach szczytu. Po Maroku dobrze się jeździ samochodem, ale duże miasta są wyjątkiem:

03_Casablanca

Kawałek secesji:

04_Casablanca_secesyjny detal

Częścią ville nouvelle jest Park Ligi Arabskiej, ulubione miejsce popołudniowych spacerów wśród rzędów palm. W środku dnia jest tu prawie pusto:

05_Casablanca_Park Ligi Arabskiej

Stara Casablanca nie robi takiego wrażenia, jak choćby Marrakesz, ale klimatu jej nie brakuje (i zgubić się też można). Na zdjęciu dziewczyny z medyny:

06_Casablanca_w medynie

I jeszcze jedna. Uczennica wracająca ze szkoły:

07_Casablanca_uczennica

Meczet Hassana II to nie tylko świątynia, ale też miejsce odpoczynku i spotkań towarzyskich (w meczetach zwykle panuje znacznie luźniejsza atmosfera niż choćby w europejskich kościołach):

08_Casablanca_przed meczetem Hassana II 01

Najlepiej jest się tu pojawić o złotej godzinie, kiedy zapalają się światła, świetnie oddzielające sylwetkę meczetu od nieba. Na zdjęciu 210-metrowy minaret – najwyższa sakralna budowla na świecie:

Casablanca_meczet Hassana II_minaret

W listopadzie wracam do Casablanki – już nie mogę się doczekać 🙂

Kategorie
Aktualności

Fotowyprawy chodzą parami

Przed nami fotograficzna jesień – szykują nam się aż dwie fotowyprawy. W drugiej połowie października pojedziemy w Dachstein, najbliższe polskich granic Ania i PawełAlpy z prawdziwego zdarzenia: ze skalistymi turniami, wielkimi jaskiniami i prawdziwymi lodowcami. Przy okazji zajrzymy do Salzburga i na jego malarskie punkty widokowe, a po drodze zatrzymamy się na Morawach, gdzie fotografowie zawsze mają co robić.

Potem tydzień przerwy i… drugi wyjazd. Podobnie jak dwa lata temu, pojedziemy do Maroka, ale na tym podobieństwa się kończą. Tym razem będzie to podróż wzdłuż Atlantyku, z Casablanki na południe. Zobaczymy fale szturmujące wybrzeże i białe medyny zbudowane prawie na wodzie, a potem skręcimy w góry, w dziki świat Antyatlasu. Na deser czeka nas tajemniczy labirynt starego Marrakeszu, które wtajemniczeni uważają za najbardziej fascynujące miasto na świecie.

Więcej szczegółów dotyczących obu wypraw w panelu powyżej, pod hasłem FOTOWYPRAWY. Można też kliknąć w poniższe linki:

C.K. Fotowyprawa

Fotowyprawa do Maroka

A na zdjęciu reminiscencja z Etiopii, czyli nasi dzielni fotowyprawowicze Ania i Paweł w akcji 🙂

Kategorie
Aktualności

Statyw nad Kubkiem

Tytuł nie oznacza wzrostu mojego zainteresowania fotografią gastronomiczną. Weekend spędziliśmy na leśnym polu namiotowym nad jeziorem Kubek w okolicach Sierakowa. Jednym z jego rozlicznych atutów (obok dzikości terenu i buchających fitoncydów) jest lokalizacja przy mikroskopijnej plaży nad pomostem. To świetna miejscówka fotograficzna, na dodatek 50 m od namiotu.

Pierwszy wieczór spędziliśmy z dziećmi na malowaniu drzewa, które wygląda jak „walking palm” z dżungli amazońskiej. Do malowania posłużyła moja stara czołówka, która daje ciepłe, miłe światło, inne od współczesnych latarek.

01_Kubek 01

Potem zrobiliśmy to samo z pomostem:

02_Kubek_podświetlony pomost

Po kilku godzinach wróciliśmy na wschód słońca, które ładnie oświetliło las na brzegu kawałek dalej:

03_Kubek 02

I przy okazji drzewo napoczęte przez bobry po drugiej stronie „naszej” plaży:

04_Bobrowe zgryzy

Drugi wieczór też był ciekawy – pojawiły się czerwone chmurki. Zdjęcie zrobiłem przez nogi „walking palm”:

05_Kubek 03

Na koniec Kubek w czerwieni. Jeśli ktoś jest dobrym detektywem, zauważy, że coś tu jest nie tak w zestawieniu ze zdjęciem nr 2:

06_Kubek 04

Kategorie
Aktualności

Wyżej (i niżej) niż kondory

Miało być jeszcze o kondorach, więc voilà. Kiedy (dawno temu) Kanion Colca 01przeczytałem książkę Wiktora Ostrowskiego „Wyżej niż kondory”, byłem przekonany, że trzeba wspiąć się na Mercedario albo coś w tym guście, żeby zobaczyć kondora z pułapu wyższego niż przezeń osiągany. Okazuje się jednak, że nie jest to aż tak trudne: wystarczy znaleźć się na punkcie widokowym Cruz del Condor nad kanionem Colca. Właściwie to jest to zupełnie łatwe, o czym świadczą tłumy turystów okupujących to miejsce każdego dnia.

Widoki stąd obejmują też sam kanion, według obecnej wiedzy drugi najgłębszy na świecie (pierwszy też jest w tych stronach):

Kanion Colca 02

No, ale najważniejsze są ptaszyska. Niektóre nawet próbują dolecieć do księżyca:

Kondor 01

Inne zdają się tańczyć w powietrzu. Czarne skrzydła i biały pierścień poniżej głowy świadczą o tym, że jest to osobnik dorosły:

Kondor 02

A tu brązowy młodziak, latający w głębi kanionu niżej od nas. Może wyżej się boi?

Kondor 03

Po chwili jednak udowodnił, że wyżej też umie…

Kondor 04

… i przeleciał nam tuż nad głowami, wypatrując najsłabszego osobnika…

Kondor 05

Sam Cruz del Condor to – eufemistycznie ujmując – miejsce dość popularne. Poniższe zdjęcie zrobiłem przed głównym sezonem. Wolę sobie nie wyobrażać co się tu dzieje w sezonie…

Punkt widokowy Cruz del Condor

Kategorie
Aktualności

Na końcu świata

Tak się składa, że na każdej fotowyprawie docieramy do któregoś z „końców świata”. Uszguli 01W Maroku był to Erg Chebbi, w Etiopii obóz w górach Semien, a w Gruzji – wioska Uszguli. Leży wysoko u stóp Wielkiego Kaukazu, w krainie zwanej Swanetią. Jeszcze do niedawna była niedostępna dla obcokrajowców: region stanowił schronienie dla wszelkiej maści typków spod ciemnej gwiazdy. Na szczęście gruzińskie oddziały antyterrorystyczne wykonały dobrą robotę i zlikwidowały problem. Jednak i dziś dotarcie do Uszguli wymaga samozaparcia. Najpierw trzeba dojechać górską szosą do Mestii, stolicy Swanetii (można też dolecieć, ale loty często są zawieszane). Potem następuje przesiadka na terenówkę albo rower górski. Najtwardsi wyruszają na własnych nogach. Dojazd jest trudny dla każdego, ale dla kierowców wiozących fotografów szczególnie. Nasi wykazywali się anielską cierpliwością, kiedy co rusz wykrzykiwaliśmy: „stop!”, „stop!” i prawie w biegu wyskakiwaliśmy żeby zrobić uszguli 02zdjęcie szczytu chowającego się za chmurę albo rogatej kozy zaglądającej zza kamieni.

Samo Uszguli, choć pojawia się tu coraz więcej turystów, nadal jest fascynującą górską miejscowością bez retuszu. Największe emocje budzi labirynt uliczek między kamiennymi domami. Uszguli 03Nie są utwardzone, a częste deszcze sprawiają, że zazwyczaj mają formę poślizgowego błotka. Chodzą po nich również zwierzęta domowe, które pozostawiają po sobie jeszcze bardziej poślizgowe pamiątki…

Uszguli to fantastyczne miejsce do fotografowania krajobrazów. Do tego stopnia, że nie mogliśmy się zdecydować na konkretną lokalizację porannej sesji i rozdzieliliśmy się na dwie grupy. Uszguli 04Ja wybrałem punkt widokowy na wzgórzu z „czarną wieżą” (jest ciemniejsza od innych, a przynajmniej na taką wygląda na tle nieba). Widać stąd „klasyczną” panoramę najwyższego przysiółka Uszguli, Żibiani, ze spływającą z gór rzeką Enguri i wielką ścianą Szchary (5068 m n.p.m.) w zamknięciu doliny. Sama Szchara to najwyższy szczyt Gruzji i jeden z kilku kaukaskich pięciotysięczników. Choć pierwszego wejścia dokonano dawno temu (1888), zdobycie szczytu do dziś stanowi duże wyzwanie.

Odwracając się o 90 stopni w lewo ma się przed oczami rzeczoną wieżę z dwoma kolejnymi przysiółkami u jej stóp. Uszguli 05Jeśli dodatkowo nad głową pędzą chmury (naszły błyskawicznie, w kilka minut po sfotografowaniu Szchary), można pokusić się o ich rozmycie długim czasem naświetlania. Użyłem do tego celu wężyka spustowego i jest to ostatnie zdjęcie wykonane przy jego pomocy – zdechł jeszcze tego samego dnia. To jedna z moich dwóch strat na tym wyjeździe, oprócz osłony na obiektyw, którą jedna z Uczestniczek była łaskawa zwalić z przepaści do rzeki 😀

 

Kategorie
Aktualności

Relacja z fotowyprawy do Gruzji

Zapraszam do przeczytania relacji z naszej fotowyprawy do Gruzji. Okrasiłem ją kilkoma skromnymi zdjęciami. Relacja znajduje się w zakładce FOTOWYPRAWY/Fotowyprawa do Gruzji – czerwiec 2013, czyli tutaj.

Kategorie
Aktualności

I po Gruzji

Wróciliśmy z fotowyprawy do Gruzji. sesja na trasie Mestia-UszguliJak zwykle wczesne poranki i wieczory upłynęły nam na sesjach przy najlepszym świetle, za dnia przemierzaliśmy długie odcinki między poszczególnymi miejscówkami, a w nocy omawialiśmy sprawy mniej lub bardziej fotograficzne. Właśnie dlatego w ciągu ponad tygodnia przespałem tyle godzin co normalnie przez dwie noce. Pogoda dopisała, światło było rewelacyjne, a Uczestnicy – jak to zwykle w przypadku osób, które wiedzą czego chcą – świetnie się bawili konstruując niepowtarzalne kadry. W tym ostatnim – też jak zwykle – pomagali nasi fotograficzni guru, czyli Ewa i Piotr.

Już wkrótce pełniejsza relacja z wyprawy. A na zdjęciu zaimprowizowana sesja na trasie z Mestii do Uszguli, w głębokich ostępach Kaukazu. Wcale nie planowaliśmy tu stanąć, ale kiedy pojawiły się stada ciekawskich świnek, krów i kóz z wielkimi rogami, nie było innego wyjścia…

Kategorie
Aktualności

Euro albo dolary

Dostałem kilka pytań o wymianę walut, a mianowicie, czy w Gruzji koniecznie potrzebne są dolary. Nie, nie są. Euro można wymienić równie łatwo. Można też wypłacić pieniądze w bankomacie – na naszej trasie na pewno w Tbilisi i Batumi.

Warto mieć pewien zapas gotówki jeśli ktoś planuje kupowanie pamiątek (czyli pewnie prawie każdy). O tym, co kupować, porozmawiamy na miejscu.

Kategorie
Aktualności

Słownik bardzo mini

Do wyjazdu do Gruzji zostały dwa dni. Warto przyswoić sobie kilka słów po gruzińsku – ich znajomość (i używanie) często zjednuje sympatię. Jeśli ktoś nie zapamięta ani jednego, nie ma wielkiego problemu: w Gruzji można łatwo porozumieć się po rosyjsku, a z młodszym pokoleniem – po angielsku.

gamardżoba – dzień dobry

nachwamdis – do widzenia

tu szeidzleba – proszę

madlobt – dziękuję

diach (lub nieformalnie: ho) – tak

ara – nie

bodiszi – przepraszam

Na początek wystarczy. Dobry sposób to zagajenie po gruzińsku gamardżoba, a potem przejście na inny język. Z doświadczenia wiem, że jednym z najbardziej przydatnych wyrazów na wyjazdach jest „piękny”. Po gruzińsku: lamazi – piękny (lamaza – pięknie).

Na zdjęciu piękno po „demokratyczno-ludowemu”, czyli socrealistyczne malowidło zdobiące punkt widokowy nad kaukaskim wąwozem (będziemy tam – a jakże!).

Punkt widokowy na wąwóz

Kategorie
Aktualności

Świeżynka!

Właśnie ukazał się przewodnik Pascala po Gruzji, Armenii i Azerbejdżanie. Ponoć nawet można go już znaleźć w niektórych sklepach. Mam przyjemność być jego autorem 🙂 Na okładce jest sympatyczne zdjęcie z krową leżącą dokładnie na jednej z naszych fotograficznych miejscówek, z widokiem na kościół Cminda Sameba. Niestety, nie ja je zrobiłem, choć moje nazwisko – umieszczone dokładnie pod krowim zadem – mogłoby sugerować coś innego. Początkowo w wydawnictwie powstał pomysł ozdobienia okładki którymś z moich zdjęć, ale pańskie oko wyjechało do Peru i koń się nie utuczył.

Oczywiście zabraniam Wyprawowiczom kupowania tego przewodnika! Jeszcze byście zaczęli wyszukiwać błędy ortograficzne albo sprawdzać moją wiedzę wypytując, co jest na stronie 152, a co na 216 😉

Kategorie
Aktualności

Gruzinie, chwyć za… aparat!

Do naszej fotowyprawy został już tylko tydzień z haczykiem. Sprzedaż czurczcheliPiotr ubiegł mnie z informacjami praktycznymi, ale tych nigdy za wiele, więc dodam co nieco od siebie (może się powtarzać).

1 – Radzę spakować się tak, jakbyśmy mieli przejechać całą Gruzję tylko z podręcznym bagażem. Najlepiej od razu nastawić się, że ten duży zgubią – najwyżej potem będzie się miało miłą niespodziankę. Czyli, prócz sprzętu fotograficznego (z wyjątkiem statywu), warto mieć w podręcznym wszystkie niezbędne rzeczy w miniaturze. Szczoteczka z pastą, choćby jeden zapas bielizny, jedne grube skarpety, klapki pod prysznic jeśli się zmieszczą, itd. W głównym nic cennego. Oczywiście podręczny musi spełniać standardy LOT-u, czyli wymiary nie większe niż 55 na 40 na 23 cm i waga do 8 kg. Z doświadczenia wiem, że linie lotnicze bardziej interesują wymiary. Wczoraj w Londynie widziałem jak para pasażerów musiała zapłacić 54 funty za dwie walizeczki, które przekroczyły normę wysokościową o… pół centymetra. Dlatego lepiej mieć podręczne plecaki: zawsze można je zdusić albo lekko przepakować, żeby zgadzały się na wymiar. Grube ubrania na sobie nawet jeśli w chwili odlotu będzie ciepło. Zawsze można je zdjąć w samolocie, a potem zostawiać w busie.

W Maroku spotkał nas podobny przypadek – sześć osób (w tym ja) dostało główny bagaż dopiero po 24 godzinach. Tylko że tam mieliśmy dwa noclegi w Marrakeszu i mogliśmy sobie pozwolić na ich odbiór. Z Tbilisi wyjeżdżamy po jednym dniu, a nie sądzę, żeby przedstawiciel LOT-u ganiał za nami po całym kraju z torbami.

2 – Będzie ciepło, będzie zimno, będzie sucho, będzie mokro. Czyli przydadzą się koszulki z krótkim rękawem, coś ciepłego (sweter albo polar) i kurtka przeciwdeszczowa. Spodnie najlepiej długie, jedne lekkie, drugie grubsze. Coś na głowę przeciwsłonecznego i ciepła czapka w zapasie (chyba że komuś głowa nie marznie i wystarczy mu kaptur od bluzy). Krem przeciwsłoneczny z filtrem UV, najlepiej powyżej 30 (ja mam 50). W górach dobrze jest się nim smarować nawet w pochmurne dni.

3 – Wygodne, sprawdzone buty. Mogą być z wodoodpornym „texem”, ale nie muszą. Na wysoką trawę mokrą od porannej rosy żadne „texy” nie pomogą, chyba że ktoś nosi wysokie buty górskie, jak Ewa i Piotr (w bardziej upalnych miejscach nogi będą się męczyć). Ja biorę jedną parę dość lekkich, sportowo-marszowych półbutów bez żadnych membran przeciwdeszczowych i do tego dużą ilość skarpet o różnej grubości. Jak się mocno pomoczą, wystarczy nałożyć kilka par skarpet, które szybko „wyciągną” wodę. A w plecaku zajmą mniej miejsca niż drugie buty.

4 – Warto mieć mały zapas leków, szczególnie na dolegliwości, które często nam się przytrafiają. Jeśli np. kogoś często boli gardło, może mieć na zapas coś do ssania. Na serpentynach Swanetii może wystąpić choroba lokomocyjna. Popularny Aviomarin skutecznie jej zapobiega, ale chce się po nim spać. Dobre są specyfiki na bazie imbiru, np. Avioplant albo Lokomotiv z dużymi, podłużnymi tabletkami do połykania. Lokomotiv występuje czasami w postaci mniejszych, owalnych tabletek. Nie są one tak skuteczne, o czym boleśnie przekonałem się na jednej trasie w Peru. Ja zawsze mam na wyjazdach małą apteczkę, więc w razie czego mogę wspomóc.

5 – Na trasie będzie kilka długich przejazdów, które zapewne większości z nas posłużą do nadrabiania zaległości sennych. Fotografowanie o świcie i zmierzchu ma ten minus, że skraca czas nocnego wypoczynku.

6 – Gruzja jest bezpieczna, dlatego można tu pozwolić sobie na noszenie sprzętu fotograficznego w systemie „Rambo na emeryturze”, czyli pasa z zawieszonymi na nim wokół futerałami na obiektywy. W Etiopii kilka osób tego używało i nikomu nic nie skradziono. Odradzam jednak używania takiego czegoś w Tbilisi, gdzie na ulicach może być tłoczno: takie miejsca lubią kieszonkowcy.

7 – Jeszcze raz powtórzę: Gruzja jest bezpieczna. Nawet w Swanetii, jeszcze dekadę temu znanej z licznych band i mafii, jest teraz spokojnie, a turystyka rozwija się skokowo. Oczywiście nie zwalnia nas to z konieczności uważania na sprzęt: nie istnieje kraj, w którym nie trzeba pilnować aparatu.

Na koniec dodam, jak zawsze: jeśli coś jest niejasne, proszę pytać. Nie istnieją głupie pytania, a pytać można (a nawet trzeba) o wszystko. Lepiej za dużo niż za mało. Można to zrobić w formie komentarza pod tym wpisem albo bardziej osobiście, na adres mailowy s.adamczak@onet.pl

Na zdjęciu stoisko z czurczchelami, czyli jednym z lokalnych specjałów: orzechy zanurzone w masie z soku winogronowego i mąki kukurydzianej. Mówi się na to „gruziński Snickers”.